Życiu bł. Maríi Concepción Cabrera Arias de Armida znanej jako Conchita, towarzyszyły liczne cierpienia i trudności. Przeżyła śmierć najbliższych, ryzykowała życiem sprzeniewierzając się antychrześcijańskim władzom Meksyku i stając w obronie prześladowanych kapłanów. Przez całe życie towarzyszyła jej potężna modlitwa zawierzenia: „Jezu, jeżeli Ty chcesz, ja też chcę”. Jej pisma porównywane są dzisiaj z pismami największych mistyków i Ojców Kościoła.
Conchita, a dokładnie María Concepción Cabrera Arias de Armida, to niezwykła meksykańska mistyczka. Zrealizowała wszystkie kobiece powołania: była narzeczoną, żoną, matką, wdową, babcią, prababcią, a nawet, dzięki specjalnemu indultowi Piusa X, odeszła z tego świata jako zakonnica. Doświadczała także mistycznych spotkań z Chrystusem. Conchita przeżyła żałobę, zarówno po śmierci swoich dzieci, jak i ukochanego męża. Ból i cierpienie nie były jej obce. W jaki sposób pisała o cierpieniu? Jej refleksje mogą stać się wielką pociechą w czasach, gdy wielu z nas zadaje sobie pytania o przyszłość, sens życia oraz groźbę śmierci.
Miłość zmienia perspektywę
Bł. Conchita zwracała uwagę, że wszyscy ludzie cierpią, ale jakże niewielu potrafi cierpieć! Ludzki ból tymczasem powinien być przemieniony przez miłość; wtedy zamienia się w dynamiczną siłę tworzącą nowy wszechświat. Krzyż przemieniony miłością, czytamy w dziennikach Conchity, to krzyż oświetlony nadzieją, która jest pewnością naszego pełnego wyzwolenia; to krzyż prowadzący do chwały zmartwychwstania.
„Są takie cudowne chwile, w których czuję – bardzo to dziwne! – radość w cierpieniu, i wtedy moja dusza wznosi się z rozkoszą zupełnie mi nieznaną, ból łagodnieje, choć się nie zmniejsza, a sprawia to akt powierzenia się woli Boga i chęć zadowolenia Go tak silna, jak nigdy wcześniej nie odczuwałam. Dziś w mej duszy doświadczyłam czegoś nieprawdopodobnego: zjednoczenia w bólu” – napisała bł. Conchita 30 kwietnia 1894.
Meksykańskiej błogosławionej cierpienie otwierało drogę do bliższej relacji z Chrystusem. Bóg nie jest środkiem przeciwbólowym. Ale też Conchita wskazywała na inną perspektywę: dla niej nie kondycja ciała, lecz ducha. Obietnica szczęścia wiecznego była ważniejsza niż najpiękniejsza nawet perspektywa szczęścia na ziemi.
Potężna modlitwa zawierzenia
To oddaniu Bogu i nieustanne upatrywanie celu w życiu wiecznym, widać także zawołaniu modlitewnym bł. Conchity. To zaledwie kilka, bardzo konkretnych słów: „Jezu, jeżeli Ty chcesz, ja też chcę”. Conchita wiedziała, co to znaczy bezwzględnie oddać się Chrystusowi. Przekroczyła granice cierpienia fizycznego, świadoma, że celem jest Chrystus. Ufała, że jej serce znajdzie ukojenie.
„Trzy lata temu zmarł mój mąż, a dzieciom zabrakło ziemskiego ojca. Cóż za smutne wspomnienie! Bądź wola Twoja, Panie, jako w niebie, tak i na ziemi. Dzieci poszły na grób, ja nie byłam w stanie z powodu chorej stopy. Moje serce ciągle walczy. Moje łzy oblewają chleb, który jem, naprawdę, dosłownie: kapią na posadzkę, na krucyfiks. O mój Jezu, co tylko Ty chcesz, ja też chcę! Czuję się straszliwie samotna… Matko mej duszy, zlituj się nade mną! – zanotowała Conchita 17 września1904.
ZOBACZ BIOGRAFIĘ BŁ. CONCHITY
Samotność Maryi
Conchita przeżywała szczególny kult Maryjny. Z Matką Bożą jednoczyła się w osobistym cierpieniu i samotności. Conchita bardzo wcześnie owdowiała, straciła również kilkoro swoich ukochanych dzieci, musiała stawiać czoła brutalnym prześladowaniom Kościoła przez władze Meksyku. Ryzykując życie, udzielała schronienia kapłanom, którzy stali się celem rewolucyjnej władzy. Te wszystkie przeżycia ofiarowywała Matce Bożej, w której odnalazła powierniczkę.
22 czerwca czytamy niezwykłe poruszający fragment dziennika Conchity, w którym wyjaśniała swoje nabożeństwo do Matki Bożej: „Maryja cierpiała najwięcej ze wszystkich opuszczonych dusz, bo doświadczała w sobie tego samego opuszczenia, które Ja przeżywałem na krzyżu, a którego z niczym nie da się porównać ani żadnym językiem wyrazić. Ludzie nie oddają czci temu opuszczeniu Maryi, temu żywemu, palącemu męczeństwu samotności, rozpaczliwemu męczeństwu opuszczenia przez Boga, które przeżywała z heroicznym wysiłkiem, z kochającą zgodą i wzniosłym oddaniem się mojej woli”. I dalej zwraca się już bezpośrednio do Maryi: „Matko Bolesna, którą tak kocham, naucz mnie cierpieć tak, jak Ty cierpiałaś, i kochać Jezusa tak, jak Ty Go kochałaś w Twej straszliwej samotności”.
Naśladowanie „samotności Maryi” stanowiło dopełnienie życia duchowego Conchity w ostatnich dwudziestu latach jej życia. Ten nowy aspekt duchowości Maryjnej, zgodny z jej duchowością krzyża, niesie w sobie niezrównaną teologiczną głębię, którą doskonale widać w dziennikach Conchity.
Conchita swoim przykładem pokazuje nam jedno – każdy z nas jest zaproszony do świętości, czyli obcowania z Panem Bogiem. Ważne, by nauczyć się patrzeć ponad to, co może wydawać nam się ciężarem tu na ziemi. Bóg szlifował bł. Conchitę, by stała się dla nas prawdziwym wzorem człowieka, który Mu ufa i odnajduje w nim ukojenie.
***
Tekst powstał na podstawie książki „Bł. Conchita. Dziennik duchowy żony i matki” Marie-Michel Philipon OP.
Magdalena Kurek