Dla wielu ich słowa są niczym wyrocznia. No bo jakże to – natchnionych mistyków i katolickich wizjonerów nie słuchać? Skoro Pan Jezus, Matka Boża i Święci Pańscy powiedzieli, a mąż Boży zapisał, to musi być prawda. A tym, którzy krytycznie nosem kręcą – na pohybel.
22.03.2020 23:16 GOSC.PL
To już nie moda, to styl myślenia o Kościele i świecie, sposób przeżywania religijnej codzienności. Objawienia prywatne są dla wielu wypowiedziami pierwszej kategorii, głównym komentarzem do Biblii, a niejednokrotnie tekstem o randze nadrzędnej. Sięgamy do nich, czytamy je, przekazujemy dalej. Świetnym narzędziem stają się media społecznościowe, gdzie objawienia prywatne stanowią część rozbudowanych narracji, przesłań dla świata, opisów widzeń, przepowiedni, proroctw i zapowiedzi nadchodzących dni ciemności. Takie treści rozchodzą się jak świeże bułeczki. Wezwania do nawrócenia, pokuty i wewnętrznej przemiany mieszają się z apokaliptycznymi prognozami, opisami mąk piekielnych dla niewiernych i grzeszników oraz wizjami czasów ostatecznych. Słowa otuchy i pocieszenia dla małej trzódki idącej wąska drogą do zbawienia łączą się z gromami rzucanymi na głowy większej części zgniłej ludzkości. Tam wszystko z sobą się splata: przesłanie z interpretacją, przeszłość z przyszłością, sąd z miłosierdziem a błogosławieństwo z przekleństwem. Sęk w tym, że ten galimatias ma w sobie coś pociągającego – jakiś zwodniczy urok. Obraz świata, który niesie, jest bowiem ratunkiem dla wielu. Nie ma w nim subtelnych zawiłości moralnych, bielszych odcieni bieli, konieczności częstego stawania wobec dylematów sumienia czy nadmiernego trudu rozeznawania. Jesteśmy my i oni, dobrzy i źli, niebo i piekło, biel i czerń – dualizm, który upraszcza, schematyzuje, a często nawet stygmatyzuje, ale przez to jest przejrzysty i zrozumiały; uspokaja lęk.
Na poczet takiego obrazu świata łatwo wykorzystać właśnie prywatne objawienia. Niestety, lubuje się w tym coraz więcej katolickich nauczycieli – zarówno duchownych jak i świeckich – chętnie wykorzystujących w konferencjach wątki zapożyczane obficie z rożnych objawień, przywoływane w duchu napomnienia czy ostrzeżenia. Ale czy to źle – spyta ktoś – przecież większość tych przywołań odnosi się do doświadczeń świętych – beatyfikowanych i kanonizowanych? Czy wynosząc ich na ołtarze, Kościół nie zaakceptował pośrednio także ich duchowych wizji? Odpowiedź, wbrew pozorom, wcale nie jest łatwa.
Paradoksalnie, historia prywatnych, uznanych przez Kościół objawień pokazuje, że zazwyczaj największy dystans do nich mieli ci, którzy je otrzymywali. Św. Jan od Krzyża, największy specjalista od tego rodzaju spraw – zwany nie bez przyczyny Doktorem Mistycznym – w swej „Drodze na Górę Karmel” zalecał duszy następujący sposób postępowania względem tego rodzaju objawień: „Niech więc uchyla od nich rozum, a z całą prostota opiera się na nauce Kościoła, na jego wierze, która według słów św. Pawła wnika przez zmysł słuchu (Rz 10, 17). Jeżeli więc nie chce być zwiedziona, niech zbytnio im nie dowierza i niełatwo przyjmuje prawdy sobie objawione, choćby się jej wydawały najprawdziwsze i najlepsze”. Rzecz dotyczy oczywiście w pierwszym rzędzie tych, którym tego rodzaju objawienia się przydarzają, a w konsekwencji także tych, którzy za objawieniami prywatnymi usilnie podążają. Dlaczego? Św. Jan od Krzyża udziela bardzo mądrej odpowiedzi: „Ponieważ zaś co do istoty naszej wiary nie ma więcej artykułów do objawienia poza tymi, które już zostały objawione Kościołowi, dusza nie tylko nie powinna przyjmować tego, co na nowo zostało jej objawione odnośnie do wiary, lecz ponadto […] powinna, choćby objawiały się jej na nowo same prawdy już objawione, nie dlatego w nie wierzyć, że się jej na nowo objawiają, lecz dlatego, że już wystarczająco zostały objawione Kościołowi”. Doktor Mistyczny precyzyjnie określa, jakiego rodzaju objawienia ma na myśli: Te, które „odsłaniają, czym jest Bóg w swych dziełach, zawierają więc pozostałe artykuły naszej wiary katolickiej i prawdy z nimi złączone. W tych objawieniach zawierają się przepowiednie proroków, obietnice i groźby Boga oraz inne rzeczy, które dokonały się lub dokonują w związku ze sprawą wiary”.
Co więcej, tę samą zasadę stosuje Jan od Krzyża także do wszelkiego rodzaju słów wewnętrznych, widzeń i wizji (np. Jezusa, Maryi, aniołów, świętych, rzeczy ostatecznych), niezależnie od tego, czy mają charakter wewnętrzny czy zewnętrzny, wyobrażeniowy czy intelektualny. W zasadzie istnieje tylko wąska grupa nadprzyrodzonych poznań, które Jan od Krzyża aprobuje, ponieważ zachodzą w najwznioślejszych stanach mistycznych jako rodzaj najwyższego duchowego oglądu, którego nie sposób już odrzucić – wiąże się z tak silnym działaniem Boga w substancji duszy. Generalna reguła jest taka, aby nie dowierzać tego rodzaju objawieniom, podchodząc do nich z ostrożnością i dystansem.
Skąd ten rygoryzm? Bynajmniej nie z samej tylko pokory i obawy przed zwodzeniem złego ducha. Każdy, kto systematycznie zajmował się badaniami nad chrześcijańską mistyką wie, jak wiele problemów sprawia samym mistykom natura tego rodzaju doświadczeń. To, co widzą i słyszą, odsłania się im w tak subtelny, często pozapojęciowy sposób, że w normalnym ludzkim języku te stany są niemal niewyrażalne. Sposób, w jaki tego doświadczają, pozostaje dla nich nie mniejszą zagadką; rodzi jednocześnie ogromną trudność w przekazie. Nic dziwnego – jak wyrazić w ograniczonych kombinacjach ludzkich słów doświadczenia nieskończenie je przerastające, kryjące w sobie ślady wieczności – tego, czego ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało? Jak można żądać od języka, aby zdołał to wypowiedzieć? Jak oczekiwać, żeby opowiedział o doznanej dobroci Boga, skoro słowem „dobry” na co dzień opisuje dżem w sklepie spożywczym? Mistycy, zazwyczaj przymuszeni, próbują. Czego więc używają? Oprócz swego ograniczonego zasobu słów – dostępnych im kodów kulturowych, symboli, metafor, wyobrażeń o świecie adekwatnych do ówczesnego stanu wiedzy, nabytych poglądów o normach i obyczajach, czy też utrwalonych przekonań wyniesionych z lokalnego środowiska, w którym przyszło im żyć. To tylko część z oddziałujących na nich wpływów, które sprawiają że mistyczne przekazy czy prywatne objawienia są często niejednoznaczne, stanowią połączenie tego co niebiańskie i tego, co ziemskie.
Co z tego dla nas wynika? Przede wszystkim to, że objawienia prywatne nie mogą być brane same w sobie i traktowane jak wyrocznia. Wymagają natomiast interpretacji uwzględniającej ich kontekstualność oraz podporządkowania dokumentom, które w Kościele mają wyższą rangę (dokumenty soborowe, encykliki i adhortacje papieskie, orzeczenia synodów). Musi być przy tym zawsze zachowana hermeneutyka ciągłości – postępowanie zgodne z zasadą, że wcześniejsze dokumenty znajdują swoją kontynuację i wypełnienie w nowszych, dlatego nie można ich sobie przeciwstawiać – zwłaszcza dla wzmocnienia jakiegoś prywatnego przekonania.
Oczywiście, nie znaczy to, że Bóg nie posługuje się objawieniami prywatnymi. Przecież – te autentyczne – są ostatecznie Jego dziełem. Nierzadko Bóg chce za ich pośrednictwem przeprowadzić jakieś swe plany. Ale podążając za intuicją św. Jana od Krzyża, można śmiało powiedzieć, że tym skuteczniej je przeprowadzi, im ostrożniejsi będziemy w przyjmowaniu tych objawień, a bardziej przywiązani do podstawowego nauczania Kościoła. Im więcej w nas rozhamowania i fascynacji nadprzyrodzonymi przekazami, im częściej stawiamy je ponad oficjalny głos Kościoła, tym bardziej cieszy się diabeł, znajdując w tym szerokie pole do zwodzenia; wykorzystuje pobożność, aby uszkadzać posłuszeństwo i miłość, wsiewać lęk, agresję, zamęt i niepokój. Do czego zatem, przede wszystkim, służą nam objawienia prywatne? Odpowiedź można wywieść z ich nazwy: żeby nas prywatnie inspirowały do nawrócenia, pokuty, przemiany, do lepszego i bardziej uległego przyjmowania oficjalnej nauki Kościoła, do głębszej relacji z Jezusem. Nie mamy używać ich do diagnozowania stanu wiary naszych bliźnich, przewidywania przyszłości, krytyki biskupów i papieża. Mamy posługiwać się nimi, aby bardziej pokochać Ewangelię. Dlatego wśród moich osobistych, duchowych lektur mam również prywatne objawienia świętych. Czytam je i wiele z nich bardzo mnie buduje. Inspiruję się tymi, które uczą mnie szacunku do papieża, wiernego słuchania głosu Kościoła, większej ufności w moc i zwycięstwo Ewangelii. Te, które mnie od tego odwodzą, dawno odrzuciłem.
Aleksander Bańka