Od pół roku w Hongkongu trwają protesty przeciwko chińskim władzom. Są brutalnie tłumione przez policję. Uczestniczą w nich głównie studenci i uczniowie. Demonstrantom nieustannie towarzyszą i pomagają członkowie chrześcijańskiej grupy Chrońmy Dzieci.
Noc 17 września, Politechnika w Hongkongu. Na terenie otaczającym uczelnię trwa dziesiąta godzina największej bitwy, jaką widziały antyrządowe protesty. Koktajle Mołotowa, kostka brukowa, bomby gazowe, katapulty, a nawet strzały z łuków w dłoniach młodych demonstrantów powstrzymują siły policyjne przed wkroczeniem na teren kampusu. Policja nie oszczędza obrońców i wystrzeliwuje setki gumowych kul oraz kanistrów z toksycznym gazem łzawiącym. Wspierające pieszych policjantów dwie armatki wodne i wozy opancerzone próbują przerwać linię obrony. Jednak opór jest zbyt silny. Wśród ratowników niosących pomoc rannym i poparzonym gazem pieprzowym na dziedzińcu Politechniki jest kilkadziesiąt starszych osób w charakterystycznych żółtych kamizelkach. Obmywają solą fizjologiczną poparzone ciała demonstrantów. To członkowie chrześcijańskiej grupy aktywistów Chrońmy Dzieci, która jako jedyna z religijnych organizacji działa w miejscach bezpośrednich starć. Tych kilkudziesięciu aktywistów opuści teren Politechniki trzeciego dnia oblężenia i zostanie aresztowanych wraz z innymi aktywistami i ratownikami medycznymi. Część otrzyma zarzuty brania udziału w zamieszkach.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Witold Dobrowolski