Jaka szkoda, że przyszli papieże nie czytają w dzieciństwie wyłącznie żywotów świętych, nie przyjaźnią się w młodości tylko z mistrzami duchowości i nie biegają po drzewach ze złożonymi rękami. Związanymi różańcem. To z pewnością zapewniłoby krystaliczną ortodoksyjność ich myślenia i działania na Stolicy Piotrowej.
10.12.2019 16:44 GOSC.PL
Nie wiem, czy bardziej zaskoczył mnie, czy rozchmurzył temat okładkowy w najnowszym numerze „Do Rzeczy” – szumnie nazwany śledztwem tygodnika – „Sekret papieża Franciszka” z podtytułem: „Kim była komunistyczna mentorka przyszłego Biskupa Rzymu”. Sugestia oczywista – rozwinięta zresztą w tekście Tomasza Rowińskiego „Wszystkie ideologie Franciszka” – że myślenie obecnego papieża zostało (czy też mogło zostać) „skażone” nie tylko przyjaźnią z komunistką, ale i wpływem jej ideologii.
Po pierwsze, sprawa nie jest ani świeża, ani wymagająca śledztwa. O przyjaźni z Esther Bellestrino de Careaga, bo o niej mowa, pisał już Austen Ivereigh w swojej biografii Franciszka „The Great Reformer”. W książce jest nawet mowa o tym, jak młody Bergoglio zaczytywał się w pismach wydawanych przez komunistów:
„Przyjaciele Bergoglia – pisze Ivereigh – pamiętają jego przejęcie sprawami społecznymi i wizyty w peryferyjnych ruderach. Regularnie karmił się komunistycznym czasopismem i pożerał każdy artykuł autorstwa Leonidasa Barletty, lewicowego eseisty i dramaturga. Jorge nigdy nie przekonał się do marksizmu, lecz kontakt z jego teoriami pomógł mu wyostrzyć własne myślenie. Jako papież w pierwszym ważnym dokumencie zjadliwie skrytykował ekonomiczną „teorię skapywania”. Oskarżano go wtedy w pewnych amerykańskich kręgach konserwatywnych, że jest marksistą. »Marksistowska ideologia jest błędna – powiedział dziennikarzom – ale spotkałem w życiu wielu marksistów, którzy są dobrymi ludźmi, więc nie czuję się obrażony«”. Taką dobrą marksistką, która w tamtych czasach spotkał Jorge, była Esther Bellestrino de Careaga, trzecia kobieta – po babce Róży i siostrze Dolores – która miała silnie wpłynąć na jego młode życie. Ballestrino była paragwajską komunistką. W 1949 roku, w wieku 39 lat uciekła przed dyktaturą w swoim kraju i razem z córkami przeniosła się do Buenos Aires. Przez trzy lata Esther była jego »zdumiewającym szefem« w laboratorium Hickethiera-Bachmanna. Pokazała mu nie tylko, jak ważna jest właściwa praca naukowa, powtarzanie testów w celu eliminacji błędów, lecz także nauczyła go podstaw swojego ojczystego języka guaraní oraz udzieliła wielu cennych lekcji polityki. »Dużo zawdzięczam tej kobiecie« – powiedział w 2010 roku. »Bardzo ją kochałem«. Spotkali się znowu ponad 10 lat później, kiedy on był prowincjałem jezuitów, a jej rodzina pozostawała pod nadzorem w czasie rządów dyktatury wojskowej. Zgodził się ukryć jej zbiór literatury marksistowskiej i pomóc w ustaleniu miejsca przebywania córki Any Maríi, komunistycznej delegatki robotniczej, pojmanej i zaginionej. W końcu dziewczyna została zwolniona, a Esther stała się współzałożycielką ruchu Matek z Plaza de Mayo, który walcząc o prawa człowieka, protestował przeciw masowym zaginięciom pod rządami dyktatury w latach 70. W czerwcu 1977 roku wojskowi porwali ją i dwie francuskie zakonnice z kościoła ojców pasjonistów pod wezwaniem krzyża Świętego Wojskowi, gdzie kobiety były na spotkaniu. Kiedy po latach, w 2005 roku odkryto i zidentyfikowano jej szczątki, druga córka Esther, Mabel, uprosiła u Bergoglia, wówczas kardynała-arcybiskupa Buenos Aires, aby pogrzebać matkę w ogrodzie kościoła Santa Cruz, ponieważ – jak mówiła – »w tym miejscu po raz ostatni byli wolni«. On się oczywiście zgodził. I tak oto ateistka i komunistka z Paragwaju, którą kardynał kochał jako nastolatek, pochowana jest w ogrodach klasztoru, sprzed którego porwali ją jej zabójcy”.
To tylko jeden z fragmentów z książki Ivereigha dotyczących relacji Bergoglia z de Careagą (więcej w mojej polemice z tekstem T. Rowińskiego, która ukaże się w jednym z kolejnych numerów „Do Rzeczy”). Czy przyjaźń z komunistką miała wpływ na młodego Bergoglia? Jak każda przyjaźń – na pewno. Czy oznacza to, że komunistka wychowała przyszłego papieża myślącego jak komunista? W tekście Rowińskiego za jeden z „tropów” w tej sprawie służy wypowiedź córki de Careagi, Any Marii, z 2015 roku: „Moja matka wywarła silny wpływ na młodego nastolatka, którym był Franciszek, kiedy ją znał. Rozumiemy, że wpływy te są obecne w ideach, które rozpowszechniał podczas swojej wizyty w Ameryce Łacińskiej. Kontynuację idei mojej matki i bojowników z lat 70. widzimy w potępieniu wyczerpującego się systemu kapitalistycznego, niebezpieczeństwa monopolizacji mediów i w potrzebie przekazania ich w ręce biednych”.
Opinia osoby zainteresowanej podparciem się autorytetem papieża w promowaniu swoich idei ma taką samą wartość „dowodową” (bo mowa o śledztwie przecież), jak podobne wcześniejsze próby podpierania się przez różne lewicowe środowiska… Janem Pawłem II, który w swoich encyklikach również potępiał wyzysk i nadużycia kapitalizmu. Oczywiście pozostaje cała kwestia wypowiedzi samego Franciszka, które – na co zwraca uwagę Rowiński – mogą budzić pytania o inspiracje papieża.
Chyba najlepszą metodą jest odwołanie się do jego osobistych decyzji. W piątek przypadnie 50. rocznica jego święceń kapłańskich. Gdy 13 grudnia 1969 roku Jorge Mario Bergoglio leżał krzyżem na posadzce kaplicy Colegio Máximo, miał obok siebie tylko kilku ocalałych kolegów rocznikowych. Większość „braci broni” porzuciła ćwiczenia duchowne na rzecz walki rewolucyjnej. Jorge Bergoglio z wielu prób, jakie przeszedł, musiał doświadczyć również tej – osamotnienia w wierności powołaniu, w warunkach dosłownie rewolucyjnych. Jako człowiek wyczulony na biedę i wykluczenie miał wszelkie predyspozycje, by pójść śladem wielu swoich współbraci i obrać „światowe” (czyli, w tamtym miejscu i czasie, najczęściej marksistowskie) środki do walki z nierównościami społecznymi. U Bergoglia wygrało jednak rozmiłowanie w duchowości ignacjańskiej, szczególnie w regule rozeznawania duchów. Trzymanie się tej metody pozwoliło mu oprzeć się dominującej wówczas w argentyńskim Kościele tendencji rozwiązywania wszelkich ziemskich bolączek środkami natychmiastowymi. Gdyby myślał jak komunista, mówiłby na przykład takim językiem: „Musimy walczyć o wyzwolenie uciśnionych, nawet jeśli środki obejmują grzech przemocy” – tak pisał jeden z liderów Ruchu Księży Trzeciego Świata, o. Hernán Benítez, były jezuita i spowiednik żony argentyńskiego przywódcy Juana Peróna. W takim klimacie nie było łatwo, nie narażając się na oskarżenie o „zdradę wykluczonych”, obrać inny kierunek, bliższy Ewangelii – opcję na rzecz ubogich, ale realizowaną środkami ewangelicznymi.
Zdaję sobie sprawę, że dla wielu osób papieżem powinna być osoba, która w przeszłości „nie skalała się” ani podejrzanymi znajomościami, ani tym bardziej zaczytywaniem się w wywrotowej literaturze. A najlepiej jeśli przyjaźniła się wyłącznie z ministrantami, księdzem proboszczem i od młodości rozczytywała się w dziełach św. Tomasza z Akwinu. Na szczęście epokę ckliwych hagiografii (robiących przecież więcej krzywdy kultowi świętych niż mu pomagających) mamy już za sobą. Chociaż tęsknych spojrzeń w takie klimaty, jak widać, nie brakuje.
Jacek Dziedzina