Początek wojny: Westerplatte, Wieluń, a może Górny Śląsk?

Salwy pancernika na Westerplatte to symboliczny początek wojny. Od kilku lat odżywa pamięć o Wieluniu, zbombardowanym kilkanaście minut wcześniej. Na terenach polskiej części Śląska strzelano już od kilku dni.

1 września 1939. Godzina 4:45.
Na całej granicy niemieckie wojska lądowe przekraczają polską granicę. Kilka minut wcześniej na pogrążony we śnie Wieluń spadają bomby. Westerplatte trzęsie się od wybuchów. Zaczyna się najgorszy kataklizm w dziejach ludzkości, a właściwie jego druga część zapoczątkowana w czerwcu 1914 roku. Ale czy aby na pewno wojna wybuchła 1 września? Na polsko-niemieckim pograniczu stan „prawie” wojny trwał od wielu tygodni, a na Górnym Śląsku gwałtowne walki toczyły się już w ostatnich dniach sierpnia. Jednak Polskę zaatakowały wtedy nie regularne wojska, a tak zwani ochotnicy.

CZYTAJ TEŻ: Światowa prasa o ataku Niemiec na Polskę w 1939 roku

Specjalnie przeszkoleni dywersanci, w świetle międzynarodowego prawa nie byli żołnierzami, więc stanu tego nie możemy oficjalnie nazwać wojną. W większości wspomnień oficerów Wojska Polskiego wybuch wojny był przyjmowany z ulgą. Nie z radością, ale właśnie z ulgą, że kończy się stan ciągłego oczekiwania na nieuniknione i męczącej wojny nerwów. Szczególnie trudną sytuację mieli żołnierze, strażnicy graniczni, policjanci i ochotnicy z przedwojennego Województwa Śląskiego.
 
Niespokojne lato

Cofnijmy się w czasie o całe 80 lat, do gorącego końca lata 1939 roku. 24 sierpnia rozpoczyna się mobilizacja, tak zwana kartkowa, czyli bez rozwieszania plakatów. Rezerwiści otrzymują karty powołań i spieszą do swoich jednostek. Na Śląsku trafiają do 23. dywizji piechoty. Są też ochotnicze bataliony obrony narodowej, czyli jednostki podobne do dzisiejszych Wojsk Obrony Terytorialnej. W koszarach trwa ożywiony ruch, a jednostki zajmują swoje pozycje, kopią okopy, ćwiczą. Na południu w okolicach Wyr stanowiska zajął batalion forteczny „Mikołów”. Jednostka stworzona głównie z żołnierzy ze wschodnich terenów Rzeczpospolitej. Niestety ich schrony wciąż nie są gotowe. Dalej wokół Mikołowa do obrony przygotowują się jednostki Obrony Narodowej, które tworzą 55. dywizję piechoty rezerwowej. Ścisły obszar przemysłowy chroni pas schronów i umocnień z groźnymi stalowymi kopułami kryjącymi karabiny maszynowe. Do walki gotują się w nich żołnierze Grupy Fortecznej pod dowództwem płk Klaczyńskiego. W okolicach zbiornika wodnego Kozłowa Góra i Tąpkowic nieukończone schrony obsadza kolejna jednostka, czyli 6. samodzielna kompania karabinów maszynowych „Niezdara”. Osobne jednostki zajmują też Tarnowskie Góry, Rybnik i Żory. Żołnierze są gotowi. Straż Graniczna wzmocniona i czujna. Ochotnicy i dawni powstańcy śląscy patrolują miejscowości i pilnują zakładów pracy. Liczne przejścia graniczne dalej funkcjonują, choć jadąc tramwajem z Niemiec do Polski widać oznaki przyszłej wojny. Obok dróg przygotowane są zapory przeciwpancerne, a niektóre przejścia nie działają nocą.

Strzelanina i zamachy

Od połowy lipca zaczynają się ciągłe prowokacje na granicy pilnowanej przez Śląski Okręg Straży Granicznej. Jak czytamy w relacji jej komendanta, na początku sierpnia banda z opaskami ze swastyką podpaliła placówkę w Rybniku, ale została przepędzona przez strażników. 23 sierpnia duża grupa dywersantów z legionu ochotniczego, tak zwanego Freikorps Ebbinghaus przekroczyła nocą granice w okolicach Makoszów i zaatakowała posterunek Straży Granicznej. Do walki z nimi musiało nawet włączyć się wojsko, aby przepędzić intruzów. Ci, cofając się, uprowadzili jednego strażnika. Niemcy ostrzeliwali budynki celne, przygranicze dworce.

– Dywersanci byli w ubraniach roboczych lub cywilnych, uzbrojeni w pistolety maszynowe i granaty ręczne zabrane z czeskich magazynów. Posiadali również mordercze pałki sprężynowe – zapisał Jan Pietruszka, żołnierz Grupy Fortecznej.

Generał Jan Jagmin Sadowski, dowódca Grupy Operacyjnej „Śląsk”, odpowiedzialnej za obronę całego regionu, musiał wprowadzić stałe warty przy budynkach dowództw w obawie przed zamachami. Od końca sierpnia oficerowie spali w sztabach, aby nie ryzykować.

Ostatnia noc pokoju, pierwsza wojny

Na kilka godzin przed zbombardowanie Wielunia kilka grup dywersyjnych zaatakowało kopalnie i schrony Obszaru Warownego. 1 września o sytuacji w nocy pisał w swoim meldunku płk Klaczyński: – W nocy bandy dywersyjne przekroczyły granicę przed pozycją umocnioną i opanowały Bielszowice, kopalnie „Walenty”, „Wawel”, „Karol-Emanuel”, Czarny Las (dziś dzielnica Rudy Śląskiej), hałdę „10”, kopalnie „Biały Szarlej”, Brzeziny, Buchacz i kopalnię „Radzionków”. Zadaniem dywersantów było siać zamęt, wiązać polskie siły i w razie sukcesu przejąć ważne zakłady przemysłowe. Jednak dumni dywersanci przy pierwszych strzałach tracili rezon. Większość band została rozbita. Zadano im bardzo duże straty.

W tym samym czasie, regularne oddziały Wehrmachtu zaatakowały pozycje polskie w rejonie Mikołowa, Wyr, Kobióru, a na północy Tarnowskie Góry. Bardzo duże straty poniosła załoga Rybika i Żor. 2 września polskim wojskom udało się opanować sytuację i utrzymać pozycje, ale Niemcy przebili się na skrzydłach w rejonie Pszczyny i Częstochowy. Nocą z 2 na 3 września polskie wojska, na rozkaz naczelnego dowództwa opuściły Górny Śląsk, kierując się na Kraków.

Obrona Śląska trwała tylko dwa dni, ale polsko-niemiecka granica płonęła tu znacznie dłużej.    

 

« 1 »

Adam Śliwa