Międzynarodowe lotnisko w Hongkongu, które we wtorek stało się sceną starć demonstrantów z policją, co wywołało zakłócenia w pracy portu lotniczego, wznowiło swą działalność. Do tymczasowej ochrony lotniska skierowano dodatkowe siły policyjne - podaje Reuters.
Dostęp do miejsc, gdzie na lotnisku mogą się zbierać ludzie, jak hala przylotów czy odlotów, podlega obecnie ścisłej kontroli. Wydano zakaz uczestnictwa w jakichkolwiek zgromadzeniach czy demonstracjach na terenie lotniska.
Po zajściach, jakich sceną było lotnisko w Hongkongu we wtorek, gdy na jego teren wdarli się demonstranci, których policja potraktowała gazem łzawiącym, usiłując przy pomocy pałek ich stamtąd usunąć, w nocy w budynku pozostało jeszcze ok. 30 manifestantów.
Służby porządkowe usunęły ślady krwi i porozbijane szkło. Rano, przed stanowiskami check-in ustawiły się długie kolejki pasażerów, których loty zostały we wtorek odwołane - relacjonuje agencja Reutera.
Władze portu lotniczego nazwały wtorkowe zajścia "poważnym zakłóceniem" w funkcjonowaniu portu lotniczego. Manifestanci używali m.in. wózków do zablokowania wejść do punktów odprawy celnej. Policja twierdzi, że dopuszczono się wielu aktów przemocy i wandalizmu. Aresztowano 5 osób, co zwiększa liczbę osób zatrzymanych od początku protestów w czerwcu do 600 osób.
Policja twierdzi, że wkroczyła na lotnisko, by pomóc służbom medycznym dotrzeć do mężczyzny przetrzymywanego od kilku godzin przez demonstrantów. Następnie funkcjonariusze się wycofali.
Służbom ratunkowym udało się przetransportować poszkodowanego mężczyznę z blokowanej przez protestujących części lotniska. Uczestnicy protestu przetrzymywali go, podejrzewając, że jest policjantem działającym pod przykryciem. Jak pisze AP, mężczyzna wcześniej miał związane ręce i leżał na podłodze w pozycji embrionalnej, otoczony przez demonstrantów, z których część próbowała go kopać, a druga część starała się stawiać opór napierającemu tłumowi.
Protestujący tłumaczyli, że zatrzymali mężczyznę, ponieważ nosił kamizelkę przedstawiciela mediów i twierdził, że jest dziennikarzem, ale w jego rzeczach osobistych znaleziono dowód osobisty świadczący, że jest Chińczykiem pochodzącym z kontynentalnej części kraju.
Chaotyczna sytuacja zakończyła się, gdy demonstranci pozwolili służbom medycznym na zabranie mężczyzny z lotniska na noszach.
Agencja AP pisze, że demonstranci zatrzymali też drugą osobę, również podejrzaną o bycie policjantem ubranym po cywilnemu. Po przeszukaniu jego torby znaleziono niebieską koszulkę; takie koszulki nosili zwolennicy zwierzchności Pekinu nad Hongkongiem. Zdaniem demonstrantów to dowód, że mężczyzna próbował zinfiltrować ich grupę.
Protesty na lotnisku rozpoczęły się już w piątek z udziałem kilkuset osób, ale miały pokojowy przebieg. Nasiliły się jednak w poniedziałek w związku z doniesieniami o brutalnych działaniach policji w czasie niedzielnych starć z demonstrantami na ulicach Hongkongu.
W poniedziałek po południu z powodu protestu odwołano ponad 300 lotów - podał lokalny dziennik "South China Morning Post". We wtorek rano lotnisko wznowiło działalność, ale po południu znów przybyli na nie demonstranci, którzy usiedli na podłodze w hali przylotów oraz blokowali terminal i stanowiska odpraw. Zarząd lotniska ogłosił wstrzymanie odpraw na wszystkie odloty od godz. 16.30 (10.30 w Polsce). Władze lotniska oceniły, że protesty nie odbiją się na przylotach, choć - jak pisze agencja AP - kilkadziesiąt z nich we wtorek odwołano.
Reuters podaje, że rezerwacje na loty dalekiego zasięgu (long-haul) spadły w okresie od 16 czerwca do 9 sierpnia o 4,7 proc. w porównaniu z analogicznym okresem roku poprzedniego.