Obserwowałem upadek kilku znanych kapłanów. Początkowo jako duszpasterze trzymali dystans, ale pokolenie sierot spragnione duchowych autorytetów nie odpuszczało. Zobaczyło w nich ojców, a nawet duchowych herosów, zawisło na ich szyjach i w konsekwencji zadusiło. Ci księża nie byli w stanie zejść z pomników, które im postawiono – pisze w najnowszym wydaniu „Gościa” Marcin Jakimowicz.
Prorokiem się nie jest. Prorokiem się bywa – stwierdza autor artykułu, poruszającego historie kapłańskich odejść i nieposłuszeństwa przełożonym.
„Nie bierzemy sobie do serca słów Teresy z Lisieux – pisze dalej Jakimowicz – która po przekroczeniu progu Karmelu zadeklarowała: »Przybyłam tutaj, aby zbawiać dusze, a nade wszystko modlić się za kapłanów«. Chcemy widzieć w nich kogoś, kim nie są. Nie dopuszczamy myśli o ich kruchości, słabości, depresji, zaburzeniach emocjonalnych czy nawet chorobie psychicznej. Stawiamy im pomniki, z których nie są w stanie zejść”.
W artykule czytamy też, że problem pojawia się, gdy „cenione moralne autorytety” zaczynają głosić treści sprzeczne z oficjalnym nauczaniem Kościoła. Często sypią jak z rękawa nazwiskami konkretnych biskupów. "Cóż z tego, że z daleka pachnie to nieposłuszeństwem? Członkowie »fanklubów« ich usprawiedliwią, twierdząc, że ich mistrzowie mogą sobie pozwolić na takie osobiste wycieczki, bo jako prorocy widzą więcej, dalej, głębiej. Otóż nie mogą! Jaką mamy gwarancję, że nie zbłądzili?".
Cały artykuł Marcina Jakimowicza „Władcy dusz” przeczytasz w 27. numerze „Gościa Niedzielnego”.
Możesz zamówić też e-wydanie numeru.