Tak mi coś wygląda, że trzódka nie tylko maleje, ale maleć będzie. Słowa Jezusa muszą spełnić się do końca.
Wracam myślą na Lednickie Pola... 60 tysięcy młodych i bardzo młodych ludzi. Świeckich, ale i wtopionych we wspólnotę kapłanów oraz zakonnic. Młodość, radość, modlitwa, taniec... Bez założenia, że kazała im przyjechać wiara, niczego zrozumieć się nie da. No i oczywiście, nie tylko Lednica i nie tylko 1 czerwca. Częstochowa – z rozbudowanym kalendarzem. Góra Igliczna. Piekary. Gietrzwałd. Góra św. Anny. Kalwarie – Zebrzydowska, Pacławska i inne. Z tych pomniejszych Bryksy, Szwedzka Górka, Swarzewo. I tyle innych. Uczestników zliczyć trudno – choć jakieś tam liczby są. Wcale nie naciągane. Bo to są naprawdę tłumy. Tłumy wiedzione wiarą, że Jezus jest Panem.
Króla Dawida Pan pokarał za to, że zaczął liczyć naród. Boży lud – człowiekowi nic do zliczania. Jakby echem tamtego liczenia i tamtego gniewu Boga są słowa Jezusa. On jeden miałby prawo liczyć lud. Ale Mu to do głowy nie przyszło. Mało tego, Jezus powiedział do gromady uczniów" „Nie bój się, mała trzódko, gdyż spodobało się Ojcu waszemu dać wam królestwo. Sprzedajcie wasze mienie i dajcie jałmużnę!”. Mała trzódka ludzi, których znamieniem nie są sztandary i fanfary, a ubóstwo. Winni sprzedać swoje mienie, rozdać, co zyskali, i... No właśnie, i co dalej?
Niewyobrażalne dzisiaj. A przecież Ewangelię uznajemy za nasz program, za nasze wyznanie wiary, za podstawę osobistego i społecznego życia. Wiara stygnie do temperatury lodu. Życie układamy według kodeksów pisanych przez nas samych, co rusz poprawianych i zmienianych. Choćby w dobrej wierze, to przecież bałagan i niespójność tych naszych kodeksów jest ich miałkością i odbiera im skuteczność.
Dobrze, że pojechali młodzi i starzy – jedni na Lednicę, inni na Jasną Górę. Wrócili z wiarą ożywioną – bez wątpienia. Nie z powodu płomiennych i aktualnych kazań, ale z wiarą, co to jak żarzące się węgle – żar z nich promieniuje, gdy jest ich wiele. W pojedynkę gasną szybko i zamieniają się w szaro-czarny popiół.
A tu mi w uszach i sercu brzmi pochwała małej trzódki. I tak mi coś wygląda, że trzódka nie tylko maleje, ale maleć będzie. Słowa Jezusa muszą spełnić się do końca. Włącznie z tym sprzedawaniem majątków i rozdawaniem zysku. Bo małej trzódce Jezusowej innego zysku trzeba.
Tyle że nie mamy pojęcia, jak do tego się zabrać. Posprzedawać plebanie? Stare, niepraktyczne domostwa, na których utrzymanie idą nieraz krocie. Któż by to kupił?! No, może niektóre. A proboszcz gdzieżby rezydował? Nie da się mieszkać nigdzie i wszędzie. A kurie i inne wciąż potrzebne gmachy? A mieszczące się tam urzędy? Tak po prawdzie to w Ewangelii nigdzie o urzędach mowy nie ma, życie jednak swoje wymogi narzuca. I tak trzódka mała gubi się w natłoku myśli, wątpliwości, niemożności.
Jedno jest pewne – Kościół przeżywa niszczący kryzys wiary. Ten zaś pociąga za sobą kryzys moralności. Bo bez wiary moralność traci kierunek odniesienia. Koło się zamyka. Rozbita moralność dogasza resztki wiary.
Skoro jednak Jezus mówił o małej trzódce, to coś w tym jest. I ta niewielka gromada ludzi żywej i radosnej wiary wierze zagasnąć nie pozwoli. To znaczy Jezus mocą Bożego Ducha nie pozwoli tej wierze zagasnąć. Zaczyna się jakieś, nieprzeczuwane przez nas, Nowe. I wcale nie chodzi o to, by wszyscy pojechali na Lednickie Pola, do Częstochowy czy w tyle innych miejsc. Trzódka niech będzie mała. I na swoim pastwisku.
A widzieliście stadko owiec na hali w czas burzy? Jak zbijają się w jedno, młode zbierając do środka, tkwią jak jakiś kawał szarej skały pośród wichury, deszczu i błyskawic... Burza się kończy, zbity krąg owiec rozluźnia się, zaczynają pobekiwać, liczą się wzajemnie, młode pociesznie podskakują.
Musimy mądrze, zestrzeleni w jedno, broniący przyszłości, czyli młodzieży, przetrwać. A najbardziej niszczą małą trzódkę nie te zewnętrzne burze, ale to, co naszą jedność rozbija i wewnętrzny spokój odbiera.
ks. Tomasz Horak