List biskupów do wiernych odczytywany w naszej parafii 26 maja, dotyczący molestowania seksualnego dzieci przez osoby duchowne, to była ostatnia chwila dla hierarchii kościelnej, aby nie utracić całkowicie zaufania wiernych (piszę o odczuciach swoich, ale także bliskich osób, z którymi rozmawiałam).
O księdzu pedofilu z obecnej mojej parafii nikt wiernym nie powiedział, tak więc „wilk w owczej skórze” był wśród nas przez rok, a po tym czasie parafianie też o niczym nie zostali poinformowani. Za to w internecie można przeczytać pochlebną opinię naszego poprzedniego proboszcza o księdzu-przestępcy. Z pobliskiej parafii rok temu odszedł ksiądz w atmosferze skandalu seksualnego, ale wiernym nikt sytuacji nie wyjaśnił. Jak mamy czuć się wspólnotą? Piszę ten list, gdyż uważam, że trzeba o problemach mówić, jak uczył Jezus, najpierw dyskretnie, próbując pomóc osobie, która grzeszy, a potem głośno, bo tylko to może uzdrowić chorą sytuację. Młodzież chce o tym rozmawiać, ale dowiaduje się, że „grzech jest wszędzie”.
W „Gościu Niedzielnym” ( z 26 maja br.) Agata Puścikowska w felietonie „Odejść z Kościoła” pisze o reakcjach rozczarowanych instytucją Kościoła używając określenia „strzelanie focha” (biskupi w liście wykazali się większym zrozumieniem). Za to dla strony Kościoła ma subtelne określenie „Kościół-Matka” i że „potrzebuje nas dziś w sposób wyjątkowy”. Ja myślę, że nie czas na ten lekceważący bądź napuszony język. Myślę, że trzeba głośno przyznać się do winy (zrobili to biskupi w swym liście). „W sposób wyjątkowy” potrzebuje nas nie „Matka-Kościół”, ale poszkodowani przez „Matkę-Kościół”. Nie zamierzam robić tego, co sugeruje autorka felietonu, ale tego tak nie nazywa: „zewrzeć szeregi”. Ja nie zamierzam tego robić. Przypominają mi się za to słowa Jezusa nt. faryzeuszy: „groby pobielane” oraz piosenka „Kobranocki”: „I nikomu nie wolno się z tego śmiać”. Uważam, że każdy człowiek, który obejrzał film Sekielskich i nieobca jest mu miłość bliźniego oraz empatia – zrozumie, że skrzywdzony zechce odejść z Kościoła, bo Kościół i jego wszelkie znaki mogą go mierzić. Nawet we mnie, osobie postronnej, takie uczucie jest. Jak to trafnie ujęła bliska mi osoba: „nie ma się co dziwić, że ktoś chce wyjść z pomieszczenia, gdzie śmierdzi”.
Dotychczasowe postępowanie hierarchii kościelnej, co zobaczyliśmy w filmie „Tylko nie mów nikomu” – zeznawanie sam na sam z księdzem, przysięganie na Biblię (nie można od skrzywdzonych osób oczekiwać, że Biblia zdeptana przez księdza, ma nagle coś znaczyć!) – to przypomina sprawiedliwość znaną nam ze szkolnej lektury „Szkice węglem” Sienkiewicza. Nie można szukać sprawiedliwości u kogoś, kto jest współwinny!!! A współwinni są wszyscy, którzy przymykali oczy na fakty. Jako, że jesteśmy wspólnotą, możemy wszyscy do winy się poczuwać – mniej lub bardziej, bo grzech zaniechania też jest grzechem (warto przypomnieć sobie listę 9. „grzechów cudzych”).
Mówienie o tym, że „grzech jest wszędzie”, a księża są zwykłymi ludźmi, grzesznikami, jak my, jest wygodnym ogólnikiem: nie wszystkie grzechy mają tę samą rangę i nie od każdego wymaga się tyle samo. Jeżeli wieczorem w zakazanej dzielnicy snuje się jakiś podejrzany osobnik, to mam się na baczności – ale nie wtedy, gdy ktoś jest księdzem w lśniących szatach! Gdybym była osobą, która skrzywdziła niewinne dziecko, ulgę sprawiłaby mi tylko dotkliwa kara. I żeby wszyscy o tym wiedzieli.
Oczywiście żal jest księży, którzy służą wiernie, każdego dnia. Tylko jak ich odróżnić? Odniosę się do własnej wiedzy na temat molestowania w Kościele: starszy ksiądz o uduchowionej twarzy zapraszał dziewczynki do „oglądania obrazków”. Ku mojemu wielkiemu żalowi, mnie nigdy nie wybrał… Po latach z dwóch niezależnych i wiarygodnych „źródeł” dowiedziałam się, że to był pedofil. Był bardzo wytrwały, wysyłał nawet listy na kolonię… Ksiądz kustosz z Lichenia w stałej współpracy z moją rodziną (wymiana pieniędzy i modlitw latami, wyjazdy podczas urlopów na budowę sanktuarium) – pedofil. No i przykłady z parafii w Miliczu… A to tylko wiedza jednej osoby… Po obejrzeniu filmu „Tylko nie mów nikomu” uświadomiłam sobie, że to się dzieje stale i wszędzie. Że dotyczy nas wszystkich. A dotyczy spraw delikatnych, o których nie jest łatwo mówić głośno. Jeżeli Kościół nie będzie miał odwagi mówić o sprawach seksualności, to zrobią to za nas (i już robią) ideologiczni deprawatorzy promujący „europejski” styl życia. Jeżeli Kościół nie będzie „Matką” także skrzywdzonych, odejdą nie tylko skrzywdzeni. List biskupów powinien być początkiem zmian. Na pewno powinno się, niezależnie od wieku, zasług itp., rozliczyć wszystkich, którzy przymykali oczy lub sprzyjali złu.
Ważnym wątkiem, zaledwie zaznaczonym w liście, jest formacja kapłanów. Powinni być rozumiani i uczeni rozumienia siebie. Powinni też wiedzieć, jakim życiem żyją wierni – Jezus żył, mieszkał, jadł razem z uczniami. W filmie najpierw mnie zszokowało stwierdzenie księdza-pedofila, starego już człowieka: „jakieś uczucie ojcowskie, chciałem dać mu upust”, ale potem pomyślałam, że przecież nie od początku był to człowiek zdeprawowany… Było w nim dobro, ale zginęło w codzienności, może wydało się nieważne, zwyczajne? Czy ktoś pyta księży, co czują, jak się rozwijają jako ludzie, jakie mają trudności? Ale dopiero po pewnym czasie to pytanie sobie zadałam, bo bezpośrednio, po filmie mogłam myśleć o tych krzywdzicielach z filmu, że to „bestie” w ludzkim ciele.
Dobra to myśl listu biskupów, aby prosić o pomoc Ducha Świętego, bo wybaczyć i zapomnieć – to nie jest zadanie na ludzkie siły.
Lidia Szulc