Po co Bogu człowiek? Miał za mało zmartwień z różnorodnymi przedstawicielami fauny i flory? Musiał sobie zafundować kilka miliardów dodatkowych „problemów” głośno wyrażających swoją niezgodę na rzeczywistość, tupiących nogami, krytykujących i załatwiających pobożne interesy?
W czasie liturgii paschalnej podczas czytania o stworzeniu świata dotarła do mnie „oczywista oczywistość”: przecież On nas nie potrzebował! Od początku był samowystarczalny. Jest wspólnotą kochających się osób. Jesteśmy Jego kaprysem. Zapominamy o tym. Jesteśmy pewni siebie. Nie wyobrażamy sobie planety Ziemi bez aktywności „korony stworzenia”. Jak bardzo Bóg zaryzykował, stwarzając człowieka. Naraził się na szyderstwo, odrzucenie, kpiny, ukrzyżowanie…
Kowalski rozkoszą Boga
„Po co Bogu człowiek?” – zadałem to pytanie przyjaciołom i znajomym.
– Po co Bogu Michał Nikodem? Tak jak każdy człowiek... Dla przyjemności kochającego Boga! – odpowiedział dziennikarz i ewangelizator. – W najlepszym tego słowa znaczeniu! Dla Jego frajdy przeżywania osobistej więzi z człowiekiem, który dobrowolnie i bez strachu decyduje się kochać Boga i być Mu posłusznym. Żyje, ufając Bogu, i odwzajemnia, co od Pana dostaje. Bo sam jest przez Niego kochany. On jest jednocześnie i barankiem, i lwem. Majestat, władza, potęga. Z jednej strony kochający Abba, a drugiej Ktoś, kto stworzył przerażająco wielki wszechświat. Nasza planeta jest jak ziarenko piasku. A ty? Stoisz obok Taty i czujesz się przytulony, a jednocześnie wiesz, że Ojciec „ma pozycję”. Przytula cię, a jednocześnie jako Król szeptem rozkazuje demonom: „Milcz!”.
– Po co Bogu s. Bogna Młynarz? Dobre pytanie – uśmiecha się siostra Najświętszej Duszy Chrystusa Pana, doktor teologii duchowości. – Skoro nawet jeśli zrobię wszystko okay (nie zawsze tak wychodzi), powinnam powiedzieć, że jestem sługą nieużytecznym, czyli niekoniecznym, to wygląda na to, że to kaprys Boga! A mówiąc całkiem poważnie, ten „kaprys”, niepotrzebność ma w sobie bardzo słodki smak. Smak miłości. Bóg nie potrzebował człowieka, ale go zapragnął, by dzielić się nim miłością. Bóg jest miłością. A ona jest z natury rozlewna. No i rozlała się…
– Z teologicznego punktu widzenia to chyba jest tak: Bóg nie potrzebuje Adama Szewczyka. To Adam Szewczyk potrzebuje Boga – opowiada gitarzysta i kompozytor. – Ale jak w orędziu paschalnym śpiewam: „O, zaiste konieczny był grzech Adama, który został zgładzony śmiercią Chrystusa! O, szczęśliwa wina, skoro ją zgładził tak wielki Odkupiciel!”, to czuję się wyróżniony. Zabrzmi przewrotnie: Bóg chyba jednak potrzebuje człowieka. Ktoś Go przecież musiał zabić. Człowiek pomógł Bogu jak nikt we wszechświecie objawić nieskończoną potęgę Jego kochania. Wina wielka. Ale miłość jeszcze większa.
Lubi się podroczyć
– Pamiętasz, którego dnia Bóg stworzył człowieka? – zapytał mnie Andrzej Sionek, ewangelizator. – Szóstego! A co robił dnia następnego? Odpoczął. Bóg stworzył człowieka po to, by miał z kim odpocząć.
– Pan Bóg lubi, jak się Mu naprzykrzamy? – zapytałem o. Michała Zioło, trapistę. – Kocha to! Mam wrażenie, że stworzył człowieka po to, by sobie z nim pogadać, podroczyć się. „Tato, pojedziemy na wycieczkę na weekend?” „Przecież mówiłem ci ze sto razy, że tak!” „Na pewno?” A On wchodzi z nami w tę dysputę. Wie, że dziecko prowokuje, wydziera się po to, by tatę zatrzymać przy sobie.
Nie musiał nas stwarzać, bo jest wspólnotą! – Niespodzianką w oryginale pierwszej księgi Biblii jest to, jak przedstawia się sam Bóg – wyjaśnia Maja Miduch, judaistka. – Tekst hebrajski nazywa go Elohim. Przekłady tłumaczą „Bóg”. I mają rację. Patrząc jednak z perspektywy gramatycznej, mamy tu rzeczownik w liczbie... mnogiej! Jak to? Więc nie „Bóg” tylko „Bogowie”? Oczywiście, że Jeden Bóg. Jedyny, o czym może świadczyć choćby występujący w liczbie pojedynczej czasownik bara: „stworzył”. Pamiętam rozmowę z pewnym rabinem, który rozpoznał w Jezusie obiecanego Mesjasza. „Widzisz – powiedział – znałem to tyle lat na pamięć. I nic! A On krzyczał już od pierwszego zdania: Jestem jeden, ale jest Nas trzech!”. Bóg jest wspólnotą kochających się osób.
Dał nam ziemię, byśmy czynili ją sobie poddaną, a my, jak mamy to w zwyczaju, poczuliśmy się panami sytuacji. Stworzenie zapomniało o Stwórcy. Liczył się z tym. Na tym polegało szaleństwo Jego miłości i dar wolnej woli, który dostaliśmy w prezencie.
Nie jesteśmy panami świata, choć rościmy sobie do tego pretensje. Sprawa jest poważna, bo zahacza nie tylko o zamienianie planety w wysypisko śmieci, laboratoryjne eksperymenty genetyczne, manipulowanie płcią, ale i decydowanie o tym, kto może się urodzić i kiedy ma umrzeć. Wystarczy zerknąć na porażające statystyki eutanazji w Holandii…
„Bóg może nie mieć znaczenia dla człowieka, ale człowiek ma wielkie znaczenie dla Boga” – nikt nie potrafił oddać tej prawdy tak precyzyjnie jak teolog i filozof Abraham Joshua Heschel. – Człowiek może być bestią, ale może być także spełnieniem wizji Boga. Oto jesteśmy tu, stworzeni na obraz Boga, mając do dyspozycji cząstkę Jego mocy. Pobożny człowiek nie uważa, że życie mu się należy. Na świecie jest coś, co Biblia uważa za symbol Boga. Nie jest to świątynia ani drzewo, nie jest to posąg ani gwiazda. Symbolem Boga jest… człowiek. Każdy! Bo każdy stworzony jest na Jego obraz i podobieństwo. Ludzkie życie jest święte. Świętość tego życia nie jest dokonaniem człowieka. Jest darem. Człowieka należy traktować z poważaniem należnym obrazowi przedstawiającemu Króla królów. – Niezależnie od wszelkich pozorów, każdy jest niezmiernym sacrum i zasługuje na naszą miłość i poświęcenie – wyjaśnia papież Franciszek w „Evangelii gaudium”.
– Ojców Kościoła najbardziej zaskakiwało to, że Bóg nie zarezerwował możliwości bycia Jego obrazem jedynie dla świętych i mistyków – opowiada filozof Rafał Tichy. – Każdy, bez względu na to, co robi, nosi w sobie odciśnięte piętno łączące go z Absolutem. Człowiek nie jest „jakby podobny” Bogu dzięki wyjątkowym cechom swojego umysłu. Najgłębszym sensem jego natury jest być obrazem Boga. Człowiek stworzony na „obraz Boga” nie jest więc już tylko człowiekiem. Jego natura, w tajemniczy sposób włączona w tajemnicę natury Bożej, z samej swej istoty wykracza poza siebie. Jest otwarta na Nieskończoność.
No i pięknie!
Trójca Święta istnieje w doskonałej tętniącej życiem relacji. Bóg stworzył nas, byśmy mogli żyć z Nim. I w Nim. – Jest takie mądre greckie słowo synkatabasis, które oznacza, że Pan Bóg się zniża – opowiadał o. Joachim Badeni. – Zawsze to robił, od chwili gdy stworzył człowieka, ale dzisiaj zniża się szczególnie, gdyż chce, żeby ludzie modlili się bezpośrednio do Niego. Jestem tego absolutnie pewien. Bóg chce, żeby każdy człowiek do Niego przemawiał. Wprost, bezpośrednio, własnymi słowami.
– On jest wielkim artystą. Wszystko, co stworzył, jest piękne – wyjaśnia Johannes Hartl, teolog z Domu Modlitwy w Augsburgu. – Łatwo to udowodnić. Jeśli napotykamy coś brzydkiego, to prawdopodobnie zostało to stworzone ręką ludzką. Wszystko w naturze nosi w sobie jedyną w swoim rodzaju boską pieczęć: piękno. Tylko człowiek jest jedynym stworzeniem zdolnym odkryć i rozpoznać to piękno. Nie spotkamy zwierzęcia, które będzie stało urzeczone majestatem krwistoczerwonego słońca znikającego za morskim horyzontem. Żadne zwierzę nie zbiera muszli tak po prostu, bo leżą. Człowiek został stworzony przez Boga piękna i Bóg obdarzył go wrażliwością na to piękno. A piękno chce być oglądane i opiewane. Nazwać piękno pięknem to akt wypełnienia wielkiej prawdy! Jesteś stworzony dla Boga. Nasze życie wypełnia się wtedy, kiedy „marnujemy” dla Niego czas, nie pytając o cel. Modlitwa to nic innego jak styl życia przepełniony wdzięcznością. Ostatecznie wszystko jest darem: każda minuta mojego życia, każda cząsteczka tlenu, którą oddycham – to wszystko stworzył Bóg. Istotą prawdziwego bogactwa jest umieć znajdować odpocznienie w istnieniu, przyjmować je i z wdzięcznością zgadzać się na nie. Na tym polega bogactwo życia.
Gdy zaproponowałem na kolegium redakcyjnym ten temat, prowadząca numer Wiesia rzuciła: „Ooo, wreszcie jakiś tekst podnoszący na duchu”. Miała rację. Mnie podniósł. Wyniosło mnie… uniżenie Najwyższego. Za Heschelem mogę wołać zachwycony: „Jesteś o wiele bardziej spokrewniony z Bogiem, niż przypuszczasz”.
Marcin Jakimowicz; GN 20/2019