13 osób zginęło, a 142 są zaginione wskutek zatonięcia łodzi pasażerskiej na jeziorze Kiwu na wschodzie Demokratycznej Republiki Konga - poinformował prezydent tego kraju Felix Tshisekedi, który w czwartek ogłosił żałobę narodową.
Wypadek miał miejsce dwa dni temu, ale dopiero w czwartek publicznie poinformował o nim prezydent DRK, który w ramach wizyty na wschodzie kraju odwiedził prowincję Kiwu Południowe, gdzie doszło do tragedii.
Szef państwa poinformował, że 37 osób zostało uratowanych, a poszukiwania zaginionych trwają.
Łódź w nocy z poniedziałku na wtorek wyruszyła z prowincji Kiwu Północne i zatonęła w pobliżu miejscowości Kalehe w Kiwu Południowym. Na razie nie wiadomo, kto jest operatorem łodzi i jakie były przyczyny wypadku, ale najbardziej prawdopodobną wersją jest przeciążenie, gdyż na oficjalnej liście pasażerów, jak pisze AFP, było 49 osób dorosłych i siedmioro dzieci. "Łódź była w opłakanym stanie" - przyznała pracowniczka jednej z tamtejszych firm transportowych Jacqueline Ngengele.
Agencja Reuters zauważa, że zatonięcia łodzi pasażerskich w DRK są dosyć powszechne, ale tym razem rozmiar katastrofy jest zatrważający. "Zrobimy wszystko, aby tego rodzaju tragedia się nie powtórzyła - zapewnił prezydent Tshisekedi. - Ich sprawcami są podmioty gospodarcze, które w powodu chciwości używają zniszczonych łodzi do przewozu ludzi".
Agencje podkreślają, że DRK to kraj na znacznych obszarach pokryty dżunglą i poprzecinany dużymi rzekami. W tym afrykańskim państwie jest niewiele dobrych dróg, dlatego wielu ludzi decyduje się podróżować łodzią, nawet jeśli nie potrafią pływać. Statki często są przepełnione, a ich stan techniczny pozostawia wiele do życzenia.