Książka o „hakowaniu” i podsłuchiwaniu kardynała Bergoglio

Papież Franciszek, gdy jeszcze był arcybiskupem Buenos Aires, był szpiegowany a jego komputer był przedmiotem ataków hakerskich ze strony czynników rządowych. Mówi o tym wydana niedawno w Argentynie książka Franco Lindnera „Historia de Espías (y espiados)” [Historie szpiegów (i szpiegowanych)]. W jej podtytule wymieniono 9 nazwisk byłych i bieżących polityków „i innych”, którzy w różnym stopniu byli wciągnięci w te działania.

Jedno z najważniejszych opisanych tam wydarzeń dotyczy uroczystej Mszy św. dziękczynnej za 200 lat niepodległości kraju, której w stołecznej katedrze przewodniczył 25 maja 2006 r. kard. Jorge M. Bergoglio. Kilka dni wcześniej zadzwonił do niego wysoki urzędnik z najbliższego otoczenia ówczesnego prezydenta Nestora Kirchnera – A. Fernández, oznajmiając, że szef państwa zastanawia się, czy ma przyjść na dziękczynne Te Deum. Gdy kardynał wyraził zdziwienie, dodając, że byłaby szkoda, gdyby prezydenta zabrakło na liturgii, przedstawiciel Kirchnera wyjaśnił, że nie jest on zadowolony z pewnych treści zawartych w kazaniu, jakie hierarcha ma wygłosić w czasie Mszy. „Uważa je za niesłuszne” – dodał

Fernández.

„Ale skąd on wie, o czym będzie kazanie?” – zapytał zaskoczony niemile arcybiskup stolicy. W odpowiedzi usłyszał, że „jedyne, o co prosi prezydent, to to, żeby nie było niesłusznych uwag o nim”, a poza tym „chce przyjść w niedzielę”.

Po tej rozmowie przyszły papież zaczął się głęboko zastanawiać nad tym, co usłyszał. Treści kazania nie znał w tym czasie nikt poza nim i najbliższymi jego współpracownikami, do których miał pełne zaufanie. Jednym z nich był jego rzecznik prasowy ks. Guillermo Marcó. Inną osobą wtajemniczoną była sekretarka María Luisa, która dwa dni przed wspomnianą rozmową telefoniczną z Fernándezem wprowadziła ostateczny tekst przemówienia do komputera arcybiskupa. I tylko tą drogą treść przyszłego kazania mogła dotrzeć do prezydenta i jego otoczenia.

W owym czasie stosunki między kardynałem a rządem były bardzo napięte. Kirchner uważał Bergoglio za „przywódcę opozycji”, purpurata zaś złościł przesadny, a zarazem kłótliwy styl życia pochodzącego z Patagonii szefa państwa. Dochodziły do tego znacznie poważniejsze rozbieżności w sprawach społecznych i politycznych, które sprawiały, że drogi obu mężów stanu coraz bardziej się rozchodziły. Ale nigdy dotychczas prezydent nie posunął się tak daleko, dając do zrozumienia swemu przeciwnikowi, że jest on szpiegowany z pogwałceniem najbardziej podstawowych zasad współżycia.

Ks. Marcó – w owym czasie „alter ego” kardynała – powiedział autorowi książki, że teksty kazań arcybiskupa przekazywano prasie w przededniu ich wygłoszenia, a ze strony rządowej otrzymywał je sekretarz generalny urzędu prezydenckiego Oscar Parrilli, który zazwyczaj był rozmówcą kardynała z ramienia władz. I nigdy dotychczas nie było wcześniejszych telefonów w tej sprawie od otoczenia głowy państwa – dodał najbliższy współpracownik arcybiskupa stolicy.

Odmówił przy tym podania, kto konkretnie zadzwonił do kurii biskupiej. Było bowiem dwóch braci Fernándezów i obaj zajmowali wysokie stanowiska rządowe: Aníbal – wówczas minister spraw wewnętrznych – miał lepsze stosunki z przyszłym papieżem niż Alberto – szef gabinetu prezydenta. Żaden z nich nie chciał rozmawiać na ten temat z Lindnerem.

Ks. Marcó potwierdził, że komputer osobisty kard. Bergoglio był atakowany przez hakerów. Dodał, że wynajęta przez stołeczną kurię arcybiskupią firma stwierdziła, że także podsłuchiwano rozmowy telefoniczne purpurata. Korzystał on z telefonu kurialnego w godzinach 7-8 rano i przede wszystkim wtedy dzwonili do niego jego współpracownicy.

Zdaniem duchownego kard. Bergoglio podejrzewał, że go śledzą i podsłuchują, dlatego gdy ktoś ważny go odwiedzał, włączał muzykę, także religijną, aby ówczesna służba bezpieczeństwa (SIDE) nie mogła słyszeć, o czym rozmawiano. „Po tamtej rozmowie, z której dowiedzieliśmy się, że byliśmy rozpracowywani, już nie rozmawialiśmy przez telefon” – oświadczył najbliższych współpracownik ówczesnego arcybiskupa Buenos Aires. I dodał żartem: „Obecnie, gdy dzwonimy do siebie, zawsze przekazujemy «pozdrowienia dla SIDE»”.

Autor książki Franco Lindner urodził się w 1973 w Lipsku w ówczesnej NRD. Potem wyjechał z rodziną do Argentyny i tam od 2007 jest kierownikiem działu “Polityka” w magazynie „Noticias” (Wiadomości), specjalizując się w tematach związanych z rządem i wywiadem. Zagadnieniom tym poświęcił kilka książek, z których najnowszą jest omawiana tu praca.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..