Francja poinformowała w czwartek, że ambasador tego kraju we Włoszech, Christian Masset, został wezwany na konsultacje, co w języku dyplomacji oznacza wyrażenie niezadowolenia ze stanu stosunków dwustronnych.
"Francja jest od kilku miesięcy obiektem powtarzających się oskarżeń, bezpodstawnych ataków i oburzających stwierdzeń. Taka sytuacja jest bezprecedensowa od zakończenia wojny. (...) Najnowsza ingerencja stanowi dodatkową, nieakceptowalną prowokację" - oświadczyła rzeczniczka francuskiego ministerstwa spraw zagranicznych Agnes von der Muehll.
Tą najnowszą ingerencją jest wtorkowe spotkanie wicepremiera Włoch i lidera populistycznej, antysystemowej partii Ruch Pięciu Gwiazd Luigiego Di Maio z przedstawicielami "żółtych kamizelek", którzy od trzech miesięcy co sobotę protestują na ulicach francuskich miast przeciw polityce gospodarczej Emmanuela Macrona. Po spotkaniu Di Maio napisał na Twitterze, że "wiatr przemian przekroczył Alpy". Oświadczył także, że to Francja jako byłe mocarstwo kolonialne jest współodpowiedzialne za ubóstwo w Afryce.
W środę francuskie MSZ nazwało to spotkanie "prowokacją nie do przyjęcia" i wezwało włoskiego wicepremiera, by "nie podkopywał" relacji między obydwoma państwami.
Ale takich spięć pomiędzy Francją a Włochami jest w ostatnich miesiącach więcej. Niedawno drugi włoski wicepremier Matteo Salvini, wyraził nadzieję, że Francuzi niedługo uwolnią się od "bardzo złego prezydenta". Salvini, lider populistycznej, eurosceptycznej Ligi, próbuje przed majowymi wyborami do Parlamentu Europejskiego doprowadzić do powstania ponadnarodowej eurosceptycznej listy i jasno deklaruje, że jego wizja Unii Europejskiej jest zupełnie odmienna od tej forsowanej przez Macrona.
"Różnice zdań to jedna sprawa, ale manipulowanie relacjami dla celów wyborczych to zupełnie inna rzecz. Kampania przed wyborami europejskimi nie usprawiedliwia braku respektu dla innych narodów czy demokracji" - dodała rzeczniczka.