Do 2020 roku nie osiągniemy poziomu 15 proc. energii odnawialnej. Choć sami zadeklarowaliśmy tę wielkość. Przyjdzie nam za to słono zapłacić.
Dwa tygodnie temu w „Gościu Niedzielnym” pisałem o nieuchronnych podwyżkach cen energii elektrycznej. Powodów wzrostu cen prądu w Polsce jest kilka, ale jednym z nich jest to, że produkujemy energię w sposób, który w Unii (i nie tylko) został słusznie uznany za szkodliwy dla środowiska naturalnego. Aby wymóc na producentach (a pośrednio i na konsumentach) wdrażanie nowoczesnych technologii, rządy krajów unijnych uzgodniły limity emisji dwutlenku węgla. Jeżeli któryś kraj obniżał emisję, mógł swoje limity sprzedawać innym (zarabiając na tym). Jeżeli któryś kraj emitował coraz więcej, musiał limity kupować. Ceny limitów rosną, bo ich ilość nie jest zwiększana. A to oznacza, że każdego roku emisja np. tony CO2 do atmo- sfery jest droższa. Ten mechanizm zabija naszą energetykę, uszczupla nasze portfele i prowadzi na niebezpieczne wody naszą rozpędzoną gospodarkę. Jej konkurencyjność zależy bowiem od cen energii, a te w najbliższym czasie wzrosną o kilkadziesiąt procent.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz Rożek