Czy obraz filmowy przysłoni nam obraz rzeczywisty?
Niedawno miałem okazję obejrzeć film Kler. Nie ulega wątpliwości, że Kościół nie jest ukazany tam w najlepszym świetle. Bardzo zaciekawiło mnie, jaki wpływ na nasze myślenie i naszą wiarę, może mieć takie zobrazowanie Kościoła.
Wyobraźmy sobie następującą sytuację: Jesteś nałogowym palaczem papierosów. Przychodzisz do lekarza, a ten mówi ci, że dla własnego zdrowia powinieneś rzucić palenie. Szczerze cię do tego zachęca, podaje różne argumenty, tłumaczy, że odniesiesz z tego liczne korzyści zdrowotne. Po wizycie wychodzisz z przychodni, masz już wsiadać do samochodu, gdy widzisz jak za oknem stoi lekarz, u którego byłeś przed chwilą i popala sobie spokojnie papierosa. Co możesz sobie teraz pomyśleć? Co dzieje się z twoją motywacją do rzucenia palenia? Autorytet lekarza spada, podobnie jak chęci do porzucenia nałogu. Pojawia się może nawet lekkie przyzwolenie - skoro nawet lekarz pali, to chyba nic złego. Gdybyś tego nie widział, twoje szanse byłyby większe i z większym prawdopodobieństwem odniósłbyś korzyść dla własnego zdrowia.
Podobnie może wyglądać sytuacja z ukazywaniem duchownych w złym świetle.
Generalnie, większość ludzi spotkała się (w opowieściach lub osobiście) z pewnymi negatywnymi zachowaniami księży i zdaje sobie sprawę, że czasem miewają one miejsce. Większość ludzi wie, że są one zdecydowanie wyjątkiem niż regułą, a w każdej grupie zdarzają się czarne owce, także wśród kapłanów. Film "Kler" jest pewnego rodzaju obwieszczeniem, tabliczką z napisem: "Księża popełniają grzechy. Mają swoje słabości. Nie są to ludzie święci". Takie przesłanie podważa autorytet stanu duchownego. Łatwo nasuwa się nam nam myśl: nie zamierzam słuchać kogoś, kto sam czyni źle, kto "leci na pieniądze" i ma jeszcze "kobietę na boku", kto wymaga od nas czegoś, a sam robi na odwrót. Kapłan przestaje być wiarygodnym źródłem właściwego postępowania. Łatwo uogólniamy też swoje spostrzeżenia na całą grupę. "Nie wierzę w księży, nie wierzę w Kościół. Wierzę w Boga, ale nie w Kościół". Czy te stwierdzenia są racjonalne i co ważniejsze, czy przybliżają nas one do Boga czy raczej od niego oddalają?
Księża na co dzień nauczają prawd wiary, tego jak być dobrym człowiekiem, służyć Bogu i bliźniemu. Mając przed oczami ich prywatne występki, spada wiarygodność głoszonych przez nich nauk. Mniej możemy ufać słowom Pisma Świętego, gdy padają one z ust duchownego. Jeżeli nasza wiara jest płytka, może to być początkiem oddalania się od Boga. Gdy zaczynamy rzadziej chodzić do kościoła, słów tych jest w naszym życiu coraz mniej, nikt nie przypomina nam o zasadach, które wcześniej były regularnie poruszane podczas Mszy świętej. Bo któż z nas, nie będąc w niedzielę w kościele, sięgnie w zamian po Pismo Święte, zrobi rachunek sumienia, postanowi poprawę czy po prostu w ciszy zastanowi się nad swoim życiem. Wydaje nam się, że wierzymy w Boga, ale siłą rzeczy, omijając miejsce stworzone do umacniania naszej wiary, modląc się mniej, pomijając sakramenty święte, stopniowo osłabiamy wartość naszej wiary. Otrzymujemy też pewne przyzwolenie do złych uczynków, widząc, że nawet księża je popełniają.
Warto jeszcze dodać, że taki sposób myślenia jest pewnego rodzaju błędem poznawczym. Bo czy fakt, że dana osoba popełnia jakiś grzech, jest równoznaczny z tym, że wszystko co mówi nie ma żadnej wartości? Czy lekarz, który pali papierosy, nie ma racji mówiąc, że powinienem rzucić palenie? Moim zdaniem ma, podobnie jak pozostali lekarze, którzy w większości nie palą. Jego praca polega na dbaniu o zdrowie innych ludzi, robi to na co dzień i pomaga im. Jest jednak tylko człowiekiem, który w swoim życiu prywatnym sam może walczyć z nałogiem. Niestety nasze postrzeganie odruchowo sprawia, że słabnie autorytet zarówno jego, jak i całej grupy lekarskiej, a w konsekwencji słabnie także moja motywacja i oddalam się od korzyści zdrowotnych, związanych z rzuceniem palenia.
Przechodząc do podsumowania: na podstawie powyższego wywodu (może dość zawiłego), możemy wyciągnąć wniosek, że ukazywanie duchownych w złym świetle obniża ich autorytet, a to w konsekwencji może odwodzić niektórych ludzi od wiary. Jest to zdecydowanie negatywny skutek filmu "Kler". Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że to księża sami swoim postępowaniem nie powinni podważać swojego autorytetu i odwodzić nas od wiary oraz że powinni odpowiadać za swoje przewinienia, ale mówimy teraz o filmie, czyli dodatkowym przekazie na szeroką skalę, o przesadnym, zafałszowanym obrazie, który wymusza wręcz negatywne postrzeganie Kościoła.
Byłoby wskazane, żebyśmy, jako ludzie wierzący, umieli świadomie zniwelować ten negatywny skutek. By obraz filmowy nie przysłonił nam obrazu rzeczywistego i nie odciągał nas od Kościoła. Byśmy pamiętali, że na ekranie widzimy skrajności, które zdarzają się rzadko i nie są w stanie zburzyć zaufania do całego zgromadzenia, które od wieków służy Bogu i ludziom. Dla większości wiernych film pozostanie tylko filmem i nie będzie miał żadnego znaczenia lub nawet umocni nas w wierze. Dla niektórych z nas może być jednak pewnego rodzaju testem naszej wiary. Obyśmy potrafili zdać go pomyślnie.
Adam Myszko