Kandydat skrajnej prawicy Jair Bolsonaro został wybrany na prezydenta Brazylii. W drugiej turze wyborów zdobył on 55,2 proc. głosów, a jego lewicowy rywal, Fernando Haddad - 44,8 proc. - poinformował Najwyższy Trybunał Wyborczy po przeliczeniu niemal wszystkich głosów.
Po ogłoszeniu wyników Bolsonaro obiecał, że "będzie bronił konstytucji, demokracji i wolności". Zapowiedział jednocześnie radykalną zmianę polityki rządu. "Nie będzie już więcej flirtowania z socjalizmem, komunizmem, populizmem i lewicowym ekstremizmem" - podkreślił były wojskowy. "Odwrócimy losy naszego kraju" - zapowiedział Jair Bolsonaro.
"Teraz zagrożone są prawa obywatelskie, polityczne, pracownicze i społeczne" - stwierdził w niedzielę wieczorem czasu lokalnego, po ogłoszeniu wyników wyborów jego rywal, Fernando Haddad. "Naszym obowiązkiem jest reprezentowanie opozycji, dla której najważniejszy jest interes narodu" - podkreślił Haddad i zażądał, by "szanowano 45 milionów jego wyborców".
Jeszcze w piątek Fernando Haddad zapewniał, że "będzie walczył do końca, aby zapobiec faszyzmowi" w Brazylii.
W pierwszej turze wyborów prezydenckich, przed trzema tygodniami, Jair Bolsonaro zdobył 46 proc. głosów, a jego najgroźniejszy rywal, Fernando Haddad - ponad 29 proc.
Kandydat skrajnej prawicy dość zdecydowanie prowadził w sondażach przed drugą turą wyborów, mimo że od wielu tygodni jego udział w kampanii był bardzo ograniczony z powodu incydentu, do którego doszło na jednym z wieców. 7 września w stanie Minas Gerais został on zaatakowany nożem przez niezrównoważonego psychicznie napastnika. Obrażenia, których doznał, były na tyle poważne, że początkowo zagrażały jego życiu i w dalszym ciągu nie wrócił do pełnej sprawności.
63-letni Bolsonaro, który w przeszłości był kapitanem brazylijskiej armii, a od 1991 roku zasiada w parlamencie, jest z racji kontrowersyjnych wypowiedzi porównywany do prezydenta USA Donalda Trumpa, a przez niektórych nazywany "tropikalnym Trumpem".
Bolsonaro opowiada się m.in. za rozszerzeniem prawa do posiadania broni, z uznaniem wypowiada się o okresie dyktatury wojskowej w Brazylii w latach 1964-1985, a przeciwnicy oskarżają go o rasizm, seksizm i homofobię. Jego zwolennicy postrzegają go jednak jako jedynego polityka, który jest w stanie zaprowadzić porządek w pogrążonym w politycznym i gospodarczym chaosie kraju.
Rywalem Bolsonaro był kandydat Partii Pracujących (PT), 55-letni Fernando Haddad, były burmistrz Sao Paulo i swego czasu minister oświaty. Ubiegał się on o urząd głowy państwa w miejsce założyciela PT i byłego prezydenta Ignacia Luli da Silvy, który nie mógł kandydować bowiem odbywa karę 12 lat więzienia za pranie pieniędzy i korupcję.