"Zaczynając prace nad książką myślałem, że pewne rzeczy charyzmatykom poukładam, powyjaśniam, może nawet skoryguję. Jednak z czasem zobaczyłem, że to ich doświadczenie jest całkiem kompatybilne z tym, co pisze Tomasz" – mówi w rozmowie o charyzmatach, pentekostalizacji i teologii Akwinaty o. dr hab. Tomasz Gałuszka OP, autor książki "Odnowa w łasce. Teologia charyzmatów św. Tomasza z Akwinu. Jak dotknąć Boga i otrzymać charyzmaty".
Grzesznik uzdrowicielem czy prorokiem?
Jeżeli charyzmatyk, wiedząc, że jest w stanie grzechu ciężkiego, korzysta z charyzmatów, to też po prostu obraża, wręcz “wykorzystuje” Boga. Wyjaśnię obrazowo. Przez chrzest jesteś zaproszony do mieszkania w domu. Ale jeżeli w pewnym momencie nie kochasz rodziców, to wręcz żerujesz na ich gościnności. Rodzic nie zamknie ci lodówki na kłódkę, ale ty sięgając do niej będziesz po prostu podkradał. Czujemy, że jeżeli syn jest łajdakiem i wykorzystuje miłość rodziców, rodzice i tak kochają i dadzą wszystko, ale to jest po prostu głęboka niesprawiedliwość. Podobnie jest w teologii charyzmatów u św. Tomasza. Ty możesz mieć charyzmaty, możesz nawet uzdrawiać, prorokować i wskrzeszać, ale jeżeli nie jesteś w stanie łaski uświęcającej, a zatem ta działalność charyzmatyczna nie jest ściśle połączona z relacją z Bogiem, to jest prościutką drogą do popadnięcia w cynizm, by w końcu na pytanie „Panie, czyż nie uzdrawialiśmy w Twoim imieniu?” usłyszeć: „Nie znam was”. Jeżeli ktoś jest w stanie grzechu ciężkiego i równocześnie mówi, że posługuje charyzmatami, Tomasz by powiedział: tak, możesz. Dlatego, że Pan Bóg jest sprawiedliwy, za miłość wynagradza miłością, a za wiarę wynagradza tym, co przynależy do wiary – mianowicie darami nadprzyrodzonymi. Jeśli ktoś ma ma charyzmat, oczywiście może nawet uzdrawiać, ale przykro mi, z Panem Bogiem twarzą w twarz raczej się nie spotka. Tu chodzi o relację miłości, a nie biznesowe wykorzystywanie.
Czyli refleksja nad charyzmatami bez teologii łaski, sakramentologii, do niczego nie doprowadzi?
Tomasz to ładnie pokazuje. Teologia charyzmatów u niego zaczyna się od odkrycia kim się jest w stosunku do Boga, jakie jest miejsce człowieka, jak dojść do Boga. Cała działalność charyzmatyczna jest naturalną rzeczą, ale przy okazji. Zaczynanie rozważania teologii charyzmatów od samych charyzmatów jest nieporozumieniem. Skąd ono się bierze? Nawet ci nieliczni tomiści, którzy zajmują się charyzmatami, czasami popełniają pewną niezręczność teologiczną, zaczynając od analizy charyzmatów, która się pojawia w drugiej części Sumy Teologicznej, opisującej działania człowieka. Tam w siedmiu wielkich kwestiach są opisane charyzmaty. Oni nagle je wydobywają, zajmują się nimi na różne sposoby, dochodzą do pewnych ciekawych wniosków. Natomiast nie wiedzą o tym, że Tomasz, kiedy pisał Sumę Teologiczną, napisał ją jako całość. Wszystkie trzy części są ze sobą ściśle połączone. Tomasz po prostu miał nadzieję, że odbiorcy będą czytali ją od początku do końca, a nie wybierając interesujące wątki ze środka.
Kiedy Tomasz pierwszy raz nawiązuje do charyzmatów?
Charyzmaty u Tomasza po raz pierwszy są wspomniane w pierwszej części Sumy w kwestii 43., dotyczącej niewidzialnych posłań Osób Boskich, co ściśle związane jest z trynitologią. Charyzmaty są naturalną rzeczą, kiedy Bóg współpracuje z tobą i ty współpracujesz z Bogiem, kiedy On jest posłany w tobie i ty uczestniczysz w posłaniu. Otrzymujesz wtedy charyzmaty potrzebne do swojej działalności. Żeby człowiek mógł pięknie mówić, musi się narodzić, wychować. Tak wygląda też relacja z Bogiem. Może dziwić, że całość mojej książki zaczynam od rozdziału dotyczącego relacji Boga do stworzenia, do całego stworzenia, też kwiatków, zwierząt. Jako dominikanin zajmuję się także kwestiami natury. Trzeba najpierw zobaczyć, jak Bóg ma się do całego stworzenia, żeby dostrzec tę pierwotną płaszczyznę, która pokazuje jasno, że On jest we wszystkim, przenika wszystko, nie mieszając się, pozwalając stworzeniu być stworzeniem. Dopiero na tym tle można zobaczyć wyjątkowość człowieka, który zostaje jako jedyny stworzony na obraz i podobieństwo Boga. Dlatego kolejne rozdziały mojej książki podprowadzają nas coraz dalej, aż do momentu odkrycia, że coś zaczyna się dziać. Kiedy człowiek wchodzi w stan łaski uświęcającej, kiedy przekracza naturę, zaczyna żyć w stanie łaski, która jak wiadomo nie niszczy natury, ale ją doskonali i podnosi.
Naszym celem i spełnieniem jest to życie w łasce?
Ono nie jest też naszym ostatecznym etapem, tylko prowadzi do życia w chwale. Te trzy etapy – natura, łaska, chwała – są naturalną drogą człowieka. Stąd tytuł książki: „Odnowa w łasce” – wiąże się to z główną tezą Tomasza: to coś, co się dzieje, kiedy zostaną posłane Osoby Boskie, kiedy człowiek jest w stanie łaski uświęcającej, kiedy może doświadczyć tego, co się nazywa "quaedam innovation per gratia", zwane przez niektórych charyzmatycznym „chrztem w Duchu Świętym”. Tomasz by nie użył takiego sformułowania. U niego sformułowanie „chrzest w Duchu Świętym” oznacza coś innego. Doświadczenie opisywane przez charyzmatyków jako chrzest w Duchu Świętym występuje u Tomasza, jednak nazywa się inaczej, np. odnową w łasce.
To wszystko brzmi ładnie, ale niedzisiejszo…
To jest bardzo aktualne dzisiaj. Świat mocno zwrócił się do życia w naturze. Nawet Kościół bardzo często – widać to doskonale w nauczaniu – wychowuje, a nie nawraca. Nawrócenie wymaga przekroczenia, wejścia na całkiem inny poziom, to nie jest grzebanie się w samej naturze, Kościół nie może być tylko wychowawcą. Nie jesteśmy instytucją wychowawczą, tylko jesteśmy instytucją do nawracania, do wskakiwania na kompletnie inny poziom. To się dzieje poprzez chrzest, to się dzieje poprzez sakramenty, kiedy mimo że człowiek zostaje ciągle człowiekiem, to w stanie łaski uświęcającej nagle wszystkie naturalne zdolności są podniesione na kompletnie nowy poziom i Bóg może przez to działać, nawet mimo naszych największych wad. Dzisiejszy świat to świat coachów, psychologów, wychowawców i poradników. Tymczasem Tomasz pokazuje, że my nie jesteśmy w pierwszej kolejności od wychowywania na poziomie natury. Naturę trzeba docenić, dostrzec też, że Bóg jest w tej rzeczywistości i nią kieruje, że Bóg o nas dba, ale przede wszystkim chodzi o wykroczenie ponad naturę, o nawrócenie.
Mówi się często, że charyzmaty były w pierwotnym Kościele, jednak jeszcze za Ojców Kościoła gdzieś się rozpłynęły, może zdarzając się u mistyków, by wrócić wreszcie w XX w., i to za pośrednictwem protestantów…
To właśnie kwestia problemu, jaki Kościół miał z doświadczeniem. Dopiero XIV w. w dużej mierze zatrzymał nam dyskusję nad doświadczeniem, charyzmatami. Pojawia się narracja heterodoksyjna, w dużej mierze za sprawą ogromnej grupy różnych domorosłych mistyków, gorliwych ale niewykształconych ludzi. Kościół reagował w sposób nieumiejętny zakazami, troszeczkę jak przestraszony rodzic. Później następuje mocny intelektualizm, który już przewidywał Bonawentura w XIII w. Tomaszowi się to w głowie nie mieściło, a Bonawentura miał tę głęboką intuicję. To on jest jako jeden z pierwszych powiedział, że mogą z czasem pojawić się teologowie, którzy będą uprawiać teologię bez wiary. Tomasz by powiedział, że jest to niemożliwe, absurdalne, że to jakby zajmować się problemem miłości bez kochania.
To by się dziś św. Tomasz bardzo zdziwił…
Jeszcze jedna rzecz mu się w głowie nie mieściła, coś co by go nawet bardziej dziś zdziwiło: że są ludzie, którzy w sposób świadomy żyją w stanie grzechu ciężkiego, nie żyją w stanie łaski uświęcającej. Dla Tomasza bardziej możliwe byłoby spotkanie Marsjanina niż człowieka, który świadomie mówi, że żyje w stanie grzechu ciężkiego. Bonawentura przewidział to, tak jak uprawianie teologii bez wiary.
Jak dalej było z tą „charyzmatyczną luką” w teologii?
Ciekawe jest, że kwestią kontynuacji między czasami apostolskimi a nowożytnymi zajął się w XVI w. dominikański kardynał Kajetan (Tommaso de Vio) – najwybitniejszy komentator od św. Tomasza, główny adwersarz Marcina Lutra – przy okazji komentowania tomaszowej kwestii dotyczącej daru języków. Akwinata zastanawiał się, czy ten dar języków wciąż istnieje i nie był w stanie odpowiedzieć. Zazwyczaj dawał własną odpowiedź, a w tym wypadku zacytował Augustyna, który mówił, że już nie ma potrzeby na taki dar. Natomiast Kajetan, kiedy komentował ten fragment Sumy Tomasza, powiedział, że nie można się zgodzić z Augustynem, czyli de facto ze świętym Tomaszem. Stwierdził, że nie mają racji, ponieważ Jezus mówiąc, że będzie dawał charyzmaty, obiecał uczestniczenie w misji Kościoła, które się nie kończy. Kajetan pisze, że jeżeli nie ma charyzmatów, to one nie są znakiem milczenia Boga, ale naszej niewiary, szczególne wśród kardynałów, prałatów i biskupów, że to jest wyraz naszej bylejakości, małoduszności. To jest przedziwne, bo Kajetan w komentarzu do Sumy Teologicznej nigdy nie jest tak wylewny, tym bardziej, że powtórzył argumentację wielu wczesnych protestantów. Jeżeli człowiek świadomie podchodzi do misji, to potrzebuje często znaków, które przekraczają jego naturalne zdolności retoryczne, organizacyjne i dlatego Chrystus daje charyzmaty.
Rzeczywiście, Kajetan nie kojarzy się z takim stanowiskiem.
Trzeba powiedzieć jeszcze o innej rzeczy. Wiele XIV-wiecznych ruchów religijnych, ale również mocne przeintelektualizowanie teologii, zrobiło z doktryny naukę, która nie wymaga doświadczenia, co więcej – nie wymaga wiary. To spowodowało, że teologowie przestali się zajmować kwestią doświadczenia i zepchnęli je na teologów duchowości, którzy analizowali zachowania mistyków. Tymczasem okazuje się, kiedy obserwujemy mistyków, że oni mieli wylanie Ducha Świętego, tak jak je opisywał np. św. Tomasz. On bardzo często zastanawia się nad samym „chrztem w Duchu Świętym”, czy jak ja to nazywam, odnową w łasce. Np. czy tego doświadcza się raz tylko w życiu.
Tak jak sakramentalnego chrztu. I jak odpowiada na to pytanie?
Że można doświadczać codziennie! Dziś poważnym tomistom może wydawałoby się, że powinien powiedzieć, że nie ma czegoś takiego jak „chrzest w Duchu Świętym”, a Tomasz wyjaśnia, że czym innym jest chrzest w Duchu Świętym, czym innym jest to, co wy nazywacie „chrztem w Duchu Świętym”, chociaż to jest to samo doświadczenie, które nazywa wylaniem w Duchu Świętym czy odnową w łasce. Moim zdaniem głównymi problemami w refleksji nad charyzmatami było przeintelektualizowanie, pewne ruchy heterodoksyjne, a później również zawężenie tego tylko do doświadczenia mistyków. U Tomasza charyzmaty, doświadczenie, są w pełni dostępne dla każdego ochrzczonego.
W dyskusjach o charyzmatach pojawia się często problem z nazywaniem tych zjawisk, przez co przyjmuje się nomenklaturę wypracowaną we wspólnotach protestanckich. Tymczasem okazuje się, że wystarczyło zajrzeć do św. Tomasza…
Tak, i teraz to jest moim zdaniem najfajniejsza rzecz, którą Tomasz nam daje. Szkoda, że na Akwinacie nie oparto w latach 70. i 80. charyzmatycznej terminologii. Zresztą nie tylko Akwinata – teologią charyzmatów zajmował się też Bonawentura. Mam nadzieję, że jakiś franciszkański teolog kiedyś ten temat opracuje. Mamy czym zasypywać tę ogromną przepaść, która jest między teologami a charyzmatykami, np. pokazując, że w naszej tradycji mamy fantastyczne narzędzia, siedzimy na skarbie, mamy całą ogromną tradycję broniącą nas przed całą masą nieporozumień. My wcale nie musimy korzystać z osiągnięć terminologicznych zielonoświątkowców, bo już mamy fantastyczną terminologię. Oczywiście są pewne wspólne doświadczenia, jednak zielonoświątkowcy, protestanci, mieli swój język, wytworzyli pewne terminy, które dziś są już nie do ruszenia, np. „chrzest w Duchu Świętym”. Tomasz, jak powiedziałem, nigdy nie zgodziłby się na takie nazwanie tego doświadczenia. Ten termin już się jednak ukuł, dlatego my musimy dodawać „tak zwany”, pisać w cudzysłowie. Tomasz jasno opisuje, np. czym jest charyzmat na przykład w odróżnieniu od cnoty, czy charyzmat jest stałą dyspozycją czy też raczej jest otwartością na coś? Czy charyzmat można rozwijać, czy można kogoś nazwać charyzmatykiem?