W jednym z włoskich hoteli obsługiwał nas kelner wyjątkowo ponury, a przez to nieco impertynencki.
Mnie ogarniała irytacja, a mój przyjaciel kapłan rzekł spokojnie do podminowanego cameriere: „Synu, idź się wyspowiadać. Zobaczysz, jak ci ulży”. Chłopak zaniemówił. Przeszła mu ochota na zgrywanie się. Jednym z najjaskrawszych przejawów kryzysu wiary w zachodnim świecie są puste konfesjonały. Nie zapomnę, jak służąc jako ksiądz w jednym z weneckich kościołów podczas niedzielnych liturgii, ubrałem się w albę i poszedłem do konfesjonału. Nikt nie przyszedł po rozgrzeszenie, choć ludzie z zainteresowaniem zaglądali do mebla z drzwiczkami, jakby chcieli zagadnąć: a co ty tu robisz? Gdy wyszedłem, paradowałem z brudnym siedzeniem. Nie zauważyłem grubej warstwy kurzu wewnątrz. Ksiądz z Holandii śmiał się: „Masz szczęście, że nie natrafiłeś w środku na wiadra i mopy. U nas od dawna konfesjonały służą do przechowywania sprzętu do sprzątania”. Zanikło poczucie grzechu: wszyscy jesteśmy dobrzy, sami się zbawiamy. Trochę diety, lifting, regularne bieganie, niemęczące relacje, satysfakcjonująca praca, dobra polisa, znajomy lekarz, regularnie mierzone ciśnienie i… grunt to umrzeć zdrowo.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Robert Skrzypczak