Ktoś wierzy, że „Fakt” się teraz zmieni? To tak, jakby oczekiwać od sępa, że przejdzie na dietę warzywną.
05.09.2018 10:06 GOSC.PL
Niech się nikt nie łudzi, że po rezygnacji naczelnego „Faktu” gazeta zmieni oblicze.
Przypomnę: w weekendowym numerze „Faktu” ukazał się artykuł pod tytułem: „Ojciec wybrał politykę, a syn sznur”. Chodziło o byłego premiera Leszka Millera i o jego syna o tym samym imieniu, który popełnił samobójstwo. Tekst ilustrowały zdjęcia obu mężczyzn.
Ponieważ skandal okazał się większy niż prawdopodobnie zakładano, redaktor naczelny Robert Feluś przeprosił. Okazało się jednak, że i to za mało, więc naczelny ustąpił.
Ale to bynajmniej nie oznacza, że teraz nastąpi jakaś ozdrowieńcza odmiana. „Fakt” to, podobnie jak „Super Express”, tabloid, a te pisma tak z reguły działają. Afera nakręca sprzedaż, musi więc być ostro, po chamsku, między oczy. Wystarczy prześledzić pierwsze strony takich gazet. Krótkie, bijące po oczach tytuły, często wyrażające skrajne emocje i zawierające potępienie. Pierwsze z brzegu numery „Faktu”, które mi się wygooglowały: „Wstyd, żenada, kompromitacja, cieniasy” (to o naszych piłkarzach); „Tupet, żenada, odlot!” (to o poseł Pawłowicz); „Uff, wywaleni. Morawiecki wyrzucił partaczy” (to o rekonstrukcji rządu). I tak dalej. Do wszystkiego muszą być zdjęcia, pozyskane za wszelką cenę, bez względu na to, czy ktoś się zgadza czy nie. Foty robione zza węgła, szczególnie w intymnych sytuacjach, mile widziane.
Rzecz jasna bohaterowie takich materiałów zazwyczaj są oburzeni, ale mało komu chce się o to sądzić. Niektórzy po latach dopną swego, ale nikt już wtedy nie pamięta, o co chodziło. Odszkodowania redakcja wlicza w koszty – generalnie i tak bardzo się opłaca. Cięższe wpadki zdarzają się rzadko. Chyba najbardziej znamienna wydarzyła się „Faktowi” w 2007 roku, w związku ze sprawą zbuntowanych betanek w Kazimierzu Dolnym. Gazeta opublikowała „list”, z którego miało wynikać, że zakonnice zamierzają popełnić zbiorowe samobójstwo. Medialnie strzał w dziesiątkę – wszyscy czytali, wszyscy cytowali. Ale redakcja jednego nie przewidziała: gdy w grę wchodzą podejrzenia o rzeczy takiego kalibru, wkracza prokuratura. No i wkroczyła. Zażądano oryginału listu i… no właśnie. Okazało się, że to lipa. List fałszywy, zdjęcie fałszywe, żadnych zapowiedzi samobójstwa nie było.
Redakcja przepraszała, zapewniała, że zawsze starają się dochować należytej staranności, tłumaczyła, że każdemu może zdarzyć się pomyłka. „Teraz jeszcze bardziej zaostrzymy procedury weryfikujące każdy materiał. (...) Czujemy ogromną odpowiedzialność za to, co codziennie publikujemy” – pisało wtedy szefostwo „Faktu”.
Właśnie widzimy, jak wygląda ta odpowiedzialność. Sposób, w jaki potraktowano tragedię rodziny Millerów, nie jest w tabloidach żadnym wyjątkiem. Tam się tak po prostu robi, tyle że tym razem trafiło na osobę powszechnie znaną i wpływową, która postanowiła dochodzić swoich praw. Ale to epizod, który nie wpłynie na sposób redagowania gazety. Kto myśli, że teraz będzie tam mniej plotkarsko, mniej chamsko, a za to bardziej rzetelnie i uczciwie, jest w błędzie. To tak, jakby oczekiwać od sępa, że przejdzie na dietę warzywną. Tabloidy tak mają i jedynym na nie sposobem jest nie czytać ich. Problem polega na tym, że niebagatelna część społeczeństwa karmi się produkcjami tabloidów, uznając fałsz za prawdę i podświadomie przejmując ich brutalny i pozbawiony skrupułów styl.
Jak czytamy, po ustąpieniu naczelnego „Faktu” zarząd Ringier Axel Springer Polska podkreślił, że wiarygodność i prawdziwość informacji jest dla Spółki równie ważna, co wrażliwość społeczna. I w tym akurat coś jest – ich wiarygodność rzeczywiście jest równa ich wrażliwości.
Franciszek Kucharczak