Jak już ci nic nie pomoże, jedź do Pasierbca – słyszę w Beskidzie Wyspowym, w sanktuarium, do którego nie trzeba dorabiać żadnej pobożnej ideologii.
– Matras wrócił do domu, a w 1811 r. przeniósł się z Laskowej do Pasierbca – opowiada z błyskiem w oku Teresa Dudziak, która po sanktuarium oprowadziła mnóstwo wycieczek. – 11 lat później wypełnił ślub. Na górze stanęła kamienna, pokryta gontem kapliczka. Matras w sanktuarium w Kobylance dowiedział się o szkole ludowych artystów spod Gorlic, a u jednego z twórców nabył obraz.
Nad brzemienną Królową Aniołów czuwa Bóg Ojciec. Delikatnie dotyka jej ramion i z góry spogląda na szarfy z napisem: „Matko Pocieszna, wspomóż nas, grzesznych”. Maryja depcze głowę węża.
Z roku na rok do Pasierbca zaczęły płynąć coraz liczniejsze pielgrzymki. W 1824 r. ks. Andrzej Danek z Tymbarku poświęcił kapliczkę i odprawił pierwszy odpust, a w 1944 r. Pasierbiec doczekał się pierwszego stałego duszpasterza. Został nim wysiedlony przez Niemców spod Lwowa ks. Jan Bałys. 60 lat temu utworzono parafię. Ludzie do dziś z sentymentem wspominają koronację obrazu złotymi papieskimi koronami. Dokonał jej 25 lat temu, 28 sierpnia 1993, w 200. rocznicę bitwy pod Rastatt, bp Józef Życiński. Lało jak z cebra, a dziesiątki tysięcy pielgrzymów (w tym kilkuset kapłanów) stało po kostki w błocie.
Dziś pod sanktuarium widać rejestracje z całej Polski. Podjeżdża właśnie młoda ekipa z Głogówka na Opolszczyźnie. – Ile osób możemy przenocować? Około 60 – odpowiada im proboszcz.
Dwa namioty
Kościół zbudowano w latach 1973–1980. Widać go z daleka. Dwie wielkie nawy tworzą dwa namioty i układają się w literę M. Sanktuarium rozkwitło. To w wielkiej mierze dzieło ks. prał. Józefa Waśniowskiego, który pracował tu od 1982 r. i zostawił kawał serca.
Do Matki Pocieszenia maszerujemy, pokonując 51 schodków.
– Pierwsze skojarzenie, gdy słyszę „Pasierbiec”? Przebaczenie. Spowiadamy tu co roku tysiące ludzi – opowiada ks. Edward Nylec z sąsiedniego Tymbarku. – To miejsce, w którym kult jest szczery, autentyczny, a nie sztucznie pompowany. Wystarczy przyjechać na słynną nocną Pasterkę poprzedzającą odpust. Ściąga z roku na rok większe tłumy. Zresztą latem nieustannie przychodzą tu pielgrzymi.
Na plebanii przeglądam książkę zbierającą opisy wyproszonych tu cudów. W tradycji ludowej zachowało się opowiadanie o kobiecie z Laskowej, która przyszła tu ze swą 12-letnią głuchoniemą córką. Obmyła dziecko wodą święconą, a dziewczynka zaczęła słyszeć i mówić. Czytam o cudownie uzdrowionym chłopczyku z Nowego Rybia, któremu lekarz nie dawał szans na przeżycie, o powrocie do zdrowia Jana Michalika z Łososiny Górnej, który w 1975 r. wpadł do dołu warzelniczego z wrzącą wodą i doznał poparzenia drugiego stopnia, o Stanisławie Trzópku z Rupinowa, którego przywaliło drzewo…
Ludzie szukają tu przede wszystkim pocieszenia. I jak zapewnia proboszcz opowiadający przez kilka minut o osobach, które dzieliły się z nim swymi duchowymi doświadczeniami, bardzo często je odnajdują.
Marcin Jakimowicz