Wolność słowa albo jest, albo jej nie ma. W Polsce opinie na ten temat zależą od punktu siedzenia.
Niespodzianki nie było. Kolejny, doroczny raport organizacji Dziennikarze bez Granic znów napiętnował Polskę jako kraj, gdzie wolność słowa jest zagrożona. Zaskakujące są trzy informacje związane z raportem: pierwsza, że rok 2017 został oceniony jako najgorszy w minionej dekadzie. Druga dotyczy argumentacji – przedstawiono „przeterminowane” (mówiąc delikatnie) dowody na cenzurę, która jakoby ma w Polsce szaleć. Trzecia, najbardziej niepokojąca, to reakcja części naszego środowiska dziennikarskiego, która raport przyjęła z entuzjazmem, prosząc międzynarodowe organizacje o więcej i mocniej. A mowa jest o roku, w którym nie sprawdziły się kasandryczne przepowiednie dotyczące zamachu na wolność słowa, jaki miał szykować rząd PiS. Odstąpiono wszak od repolonizacji czy też dekoncentracji mediów, rynek prasy jak był, tak jest zdominowany przez niemieckie tytuły, zrezygnowano nawet z uporządkowania kwestii abonamentu, by nie eskalować krytyki mediów publicznych. Trudno przywołać choćby jeden przypadek ścigania krytycznych wobec władzy dziennikarzy, procesów sądowych czy interwencji policji w redakcjach – czyli faktów, które były na porządku dziennym w latach 2007–2015, gdy Polska w tym samym rankingu traktowana była jako kraj niczym niezmąconej wolności.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Piotr Legutko