Polska reprezentacja zagrała na mundialu w Rosji fatalnie. Mimo to została w kraju powitana brawami.
02.07.2018 12:57 GOSC.PL
Biało-czerwona drużyna zagrała na tegorocznych mistrzostwach świata trzy mecze. Mecz otwarcia, mecz o wszystko i mecz o honor. No właśnie: czy Lewandowskiemu i spółce udało się na rosyjskich boiskach obronić chociaż honor? Ostatni mecz z Japonią, mimo że wygrany, przejdzie raczej do historii antyfutbolu. W jego końcowych dziesięciu minutach pewni awansu Japończycy już tylko kopali do siebie piłkę na swojej połowie. A Polacy nawet nie kwapili się zaatakować Azjatów, mimo że jednobramkowe zwycięstwo nic im już nie dawało. Poza świadomością wygranej w meczu o „honor”.
Polacy zaprezentowali się na rosyjskim mundialu fatalnie. Mimo że po ostatnich mistrzostwach Europy mogliśmy spodziewać się czegoś więcej. Balonik oczekiwań jak zwykle był napompowany do granic możliwości. Ale tym razem oczekiwania mogły wydawać się racjonalne. W końcu mieliśmy w kadrze kilku klasowych zawodników z Robertem Lewandowskim na czele. Balonik jednak został szybko przekłuty. Tylko tym razem stało się to w wyjątkowo brzydki sposób. Jednak na Okęciu na piłkarzy, zamiast grobowej ciszy, czekały oklaski kibiców.
Włoska prasa napisała, że Robert Lewandowski był na boisku niebezpieczny niczym mrówka. Czy po polskich dziennikarzach można by było spodziewać się takiej zgryźliwej opinii o kapitanie polskiej kadry? Polacy wciąż czują respekt do swoich gwiazd. Najbardziej chyba znaną przyśpiewką kibicowską w naszym kraju jest „Polacy, nic się nie stało”. Za chwilę znowu wszyscy będą zachwycać się golami Lewandowskiego w Bayernie, zapominając o pustym koncie naszego lidera na mundialu. Za chwilę wszyscy będą kupować piwo, chipsy i colę z wizerunkami naszych piłkarzy.
Ktoś powie, że łatwo się wymądrzać, kiedy nie siedzi się na ławce rezerwowych lub nie biega na boisku. Ale przecież piłka nożna nie jest fizyką kwantową. Żeby wyrobić sobie zdanie o jakości gry polskiej reprezentacji, nie trzeba doktoratu z „futbolologii”. Ciekawe, że o bardziej skomplikowanych sprawach, takich jak reforma sądownictwa, pyta się o zdanie nieznających się na sprawie aktorów. Jakoś nikt nie każe Maciejowi Stuhrowi czy Krystynie Jandzie napisać lepszej ustawy o wymiarze sprawiedliwości. A zdaniem „wyjdź na boisko i sam zagraj” często próbuje się zamknąć usta krytykom polskich piłkarzy.
Przeciętny kibic naprawdę jest w stanie ocenić poziom zaangażowania piłkarzy w polskiej reprezentacji. I ma do tej oceny pełne prawo. W końcu gracz z orzełkiem na piersi reprezentuje cały kraj, także tych oglądających jego wyczyny na kanapie. To właśnie kanapowi kibice, zajadający chipsy i popijający słodkie napoje przed telewizorem, zapewniają gwiazdom piłki milionowe dochody z reklam tych chipsów i napojów.
Co by było, gdyby Polacy, po spartaczonych przez naszą kadrę mistrzostwach, przez miesiąc nie chodzili do dyskontu reklamowanego przez polskich piłkarzy, nie kupowali piwa z wizerunkiem polskich piłkarzy i nie wchodzili na blogi czy instagramowe profile żon polskich piłkarzy? Reklamodawcy dwa razy by się wtedy zastanowili, zanim podjęliby współpracę z mało zaangażowanymi w grę narodowej drużyny zawodnikami.
Czy ćwierćfinał mistrzostw Europy i faza grupowa mistrzostw świata to szczyt ambicji 40-milionowego narodu w Europie? Nikt nie ma wątpliwości, że Polacy zasługują na politykę prorodzinną czy infrastrukturę na europejskim poziomie. Dlaczego nie mieliby zasługiwać na reprezentację piłkarską na europejskim poziomie? Może czas wreszcie przestać tłumaczyć polskie gwiazdy i śpiewać im „nic się nie stało”. I w końcu zacząć oczekiwać od nich, że podczas meczów z orzełkiem na piersi będą zostawiać płuca na boisku.
Bartosz Bartczak