Wśród osób, które ratował w czasie II wojny światowej konsul RP w Bernie Konstanty Rokicki, był późniejszy szef MSZ prof. Adam Daniel Rotfeld - wynika z dokumentu z czasów II wojny światowej, do którego dotarła PAP.
W czasie II wojny światowej w Szwajcarii polscy dyplomaci z tzw. grupy berneńskiej produkowali fałszywe paszporty latynoamerykańskie, aby ratować od Zagłady Żydów. W jej skład wchodzili kierujący nią ambasador Aleksander Ładoś, jego zastępca Stefan Ryniewicz, konsul Konstanty Rokicki i dyplomata Juliusz Kuehl. Z analizy przeprowadzonej przez Ambasadę RP w Szwajcarii wynika, że Rokicki wystawiał podczas II wojny światowej fałszywe paszporty Paragwaju, czym uratował życie wielu Żydów przebywających w okupowanej Polsce.
Dyplomaci korzystali z list dostarczanych im przez co najmniej dwie organizacje żydowskie i mieli pełną ochronę ówczesnego posła (ambasadora) RP Aleksandra Ładosia. Ponadto współpracowali z Abrahamem Silberscheinem, syjonistycznym działaczem z Polski, który w czasie II wojny światowej kierował współpracującym z polskim poselstwem żydowskim komitetem ratunkowym RELICO w Genewie oraz z zuryskim rabinem Chaimem Eissem przy pozyskiwaniu i fabrykowaniu paszportów innych krajów, w tym Hondurasu, Peru, Salwadoru, Boliwii i Haiti.
PAP dotarła do dokumentu, z którego wynika, że wśród osób, które otrzymały paszport paragwajski, był późniejszy szef Ministerstwa Spraw Zagranicznych Adam Daniel Rotfeld.
Chodzi o list z 14 listopada 1942 roku, jaki ówczesny konsul honorowy Paragwaju Rudolf Huegli wysłał do adwokata dr. Leona Rothfelda, ojca Adama.
"Szanowny Panie Doktorze, niniejszym mam zaszczyt zakomunikować Panu, że na podstawie starań Pańskich krewnych zarówno Pan, jak i Pańska rodzina otrzymali obywatelstwo Paragwaju" - czytamy w liście.
"Prosimy o niezwłoczne przesłanie dwóch fotografii każdej z osób oraz dokładnych danych osobowych, aby umożliwić wysłanie Państwu paszportu" - zaapelował konsul Huegli.
Dla członków "grupy berneńskiej" paszporty były rodzajem koła ratunkowego, rzucanego rodakom żydowskiego pochodzenia, jednak nie mieli oni możliwości zapewnić, by ten ratunek okazał się zawsze skuteczny. Taki też był przypadek dr. Leona Rothfelda, który najprawdopodobniej na skutek ukraińskiego donosu zginął z rąk Niemców w 1943 roku w Przemyślanach, zanim paszport do niego dotarł.
Z kolei Adam Daniel Rotfeld (tak zapisano jego nazwisko w powojennych dokumentach) w czasie wojny ukrywał się w unickim klasztorze na Ukrainie i tam doczekał jej końca.
W rozmowie z PAP były szef MSZ ocenił, że informacja o tym, że cała jego rodzina dostała paragwajskie paszporty, to jakby "głos zza grobu". "Nie ulega wątpliwości, że ci, którzy podjęli taką akcję, mieli nadzieję, że potrafią ludziom pomóc. Przypuszczam, że list skierowany na adres mojego ojca dotarł do adresata. Ale mój ojciec w tym czasie już nie żył. Pomyślałem sobie, że właściwie tak niewiele brakowało, by ojciec i cała rodzina mieli szansę uratowania życia" - powiedział prof. Adam Daniel Rotfeld.
Stwierdził, że kiedy dowiedział się o sprawie paszportów, jego "pierwszym pytaniem było, dlaczego akurat nazwisko ojca znalazło się na liście". "Paszporty nie były przecież udostępniane wszystkim, ktoś - lub jakaś instytucja - musiał ojca na tę listę wpisać" - mówił Rotfeld.
Postawę polskich dyplomatów z czasów II wojny światowej ocenił jako "szlachetną i bezinteresowną, zasługującą na najwyższe uznanie". "Inaczej było ze stroną paragwajską, która traktowała tę działalność jako formę zarabiania bardzo dużych pieniędzy" - zaznaczył.
Rotfeld przypomniał, że "takich dyplomatów ratujących nie tylko Żydów, ale i Polaków - na przykład na pograniczu francusko-hiszpańskim - było więcej". "To wszystko zostało wyparte z pamięci; często zadawałem sobie pytanie - dlaczego?" - powiedział.
Jego zdaniem ta historia m.in. za sprawą wydarzeń w lat 1967-68 nie była postrzegana jako zasługująca na upamiętnienie. "Osoby, które ratowały Żydów, nie mówiły o tym w obawie przed reakcją władz i sąsiadów" - tłumaczył.
"Jestem tym bardziej zobowiązany Ambasadzie RP w Bernie, że sprawa działalności »grupy berneńskiej« została przypomniana" - stwierdził.
"Warto, by MSZ i instytucje naukowe w sposób systematyczny przywróciły należytą cześć dyplomatom z czasów II wojny światowej, którzy ze szlachetności i nakazu sumienia podejmowali tę działalność, nawet bez poleceń centrali" - podsumował.
Za paszporty, wystawiane w sposób nielegalny, płaciły organizacje żydowskie, zaś polscy dyplomaci pełnili rolę pośredników, wręczających łapówki oraz bezpośrednich twórców dokumentów Paragwaju, które niemal w całości są polskimi fałszywkami.
Wszystkie dokumenty paragwajskie, w których produkcji brał udział konsul Rokicki, nosiły grudniowe daty 1942 roku. Znaleziono ślady produkcji kilkuset paszportów wystawionych w ciągu jednego dnia. Wyprodukowanie tak dużej liczby dokumentów w tak krótkim czasie było wówczas niemożliwe, co sugeruje, że paszporty były antydatowane. Potwierdza to dokument, do którego dotarli współcześnie polscy dyplomaci, zawierający prośbę żydowskiego komitetu ratunkowego RELICO, by nadawane były daty sprzed stycznia 1943 roku. Wpływ na taką praktykę miało prawdopodobnie przesłuchanie w styczniu 1943 roku konsula Huegliego i obawy związane z dekonspiracją.
Adam Daniel Rotfeld w latach 2001-2005 był wiceministrem spraw zagranicznych, a w 2005 roku został szefem resortu spraw zagranicznych.
Urodził się 4 marca 1938 r. w Przemyślanach koło Lwowa, w rodzinie o żydowskich korzeniach, jako syn adwokata Leona Rothfelda i jego żony Berty. Gdy wybuchła druga wojna światowa, jego dziadkowie wykopali pod podłogą w kuchni schowek, do którego wejście maskowała blacha. Niemcy wpadali do domów, kłuli podłogi długimi prętami nasłuchując odgłosów. "Słyszałem ich kroki i głosy. Dorośli obiecywali mi na ucho złote góry, bylebym nie płakał" - opowiadał krakowskiemu pismu "Zdanie".
Pod koniec 1941 r. znalazł schronienie w greckokatolickim klasztorze w Uniowie, gdzie został ochrzczony i ukrywał się pod nazwiskiem Daniel Czerwiński. Z całej jego rodziny wojnę przeżyli tylko on i starsza siostra, rodzice zostali zamordowani przez Niemców.
Po wojnie sowieckie władze zlikwidowały klasztor, a Adam trafił do sierocińca, skąd uciekł. Potem zajęła się nim siostra. W 1951 r. został repatriowany do Polski. Swoją siostrę ściągnął do kraju w 1959 r., w ostatnim transporcie repatriacyjnym, na który Rosjanie się zgodzili w rokowaniach z Polską po październiku 1956.