Reagujmy, gdy trzeba. Od tego mamy rozum, usta i wartości, które śpią głęboko w nas. Czasem trzeba po prostu je obudzić.
Taka sytuacja: znajoma w zaawansowanej ciąży wchodzi do autobusu. Prosi siedzącego młodzieńca o ustąpienie miejsca. I co? Myślą Państwo, że młodzieniec oponuje? Otóż nie. Grzecznie wstaje, z uśmiechem wskazuje miejsce. Znajoma siada. I w tym momencie siedząca naprzeciwko niemłoda już kobieta zaczyna agresywnie: „Jak się zachodzi w ciążę, to potem niech się nie myśli, że wszystko wolno. Chodzi taka z brzuchem i myśli, że księżniczka”. I takie tam jeszcze mniej wybredne komentarze. Znajoma kompletnie zamilkła, zaszokowana. Wysiadła na kolejnym przystanku ze łzami. Mówi, że nie tyle była zniesmaczona reakcją starszej pani, która ostatecznie mogła mieć „coś nie tak” z głową, ile przeraziła ją reakcja otoczenia. A w zasadzie brak jakiejkolwiek reakcji. Znieczulica? Niekoniecznie. Zjawisko takie jest spotykane w tłumie, gdy coś złego się dzieje, wszyscy to widzą i czują, ale jednocześnie nikt nie reaguje. Tłum milczy, tłum udaje, że nie widzi, tłum jak stado owiec czy baranów robi to, co wszyscy. Czyli nic. Opisywana historia to i tak sytuacja (mimo wszystko) łagodna. Bo przecież zdarzają się i brutalniejsze sytuacje, gdy na przykład na środku ulicy ktoś atakuje kogoś fizycznie albo dzieje się krzywda dziecku w szkole, albo ktoś potrzebuje pomocy, a wokół pełno osób. I nikt nie pomaga.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Agata Puścikowska