ALPHA – to działa!

Chyba znakiem czasu jest przeniesienie akcentu na ewangelizowanie dorosłych.

O kursie Alpha słyszałem różne opinie – zazwyczaj dobre lub entuzjastyczne od osób które przeżyły ten kurs i zazwyczaj ostrożne lub złe od tych, którzy w nim nie uczestniczyli.

Znajomi, którzy uczestniczyli w kursie Alpha mówili o dużym wpływie tego, czego doświadczyli, na ich przeżywanie wiary i relację z Jezusem.  Głównym argumentem sceptyków był fakt, że Alpha to „produkt protestancki” i już samo to jest mocno podejrzane i nie do przyjęcia przez prawdziwego katolika. Jako że jestem w wieku poabrahamowym, wychowany na wczesnym ruchu oazowym, uważam się jak najbardziej za prawdziwego katolika  (nawet z lekką domieszką tradycjonalizmu). Dlatego postanowiłem się sam przekonać, co to jest kurs Alpha - mając pewność, że dotychczasowa formacja w „czysto katolickich” wspólnotach pozwoli mi zachować czujność w przypadku podejrzanych treści, które ewentualnie pojawiłyby się  na kursie.

Tak się szczęśliwie złożyło, że udało mi się załapać na kurs Alpha od razu w charakterze tzw. pomocnika, co pozwoliło mi trochę bardziej poznać zasady kursu. Nie będę oczywiście opisywał szczegółowo kursu Alpha, bo pewnych zjawisk nie da się rzetelnie opisać – trzeba je po prostu przeżyć. Zresztą nie taki jest cel moich refleksji – to, co piszę, jest jedynie moją osobistą fascynacją pomysłowością Pana Boga.

W czasach mojej młodości Pan Bóg natchnął skromnego kapłana Franciszka Blachnickiego, aby powołał do życia tzw. ruch oazowy i za pomocą 15-dniowych rekolekcji przekazywał młodzieży kerygmat wiary i ukazał wartość osobowej relacji z Jezusem jako Panem i Zbawicielem. Ewangelizacja, jaka dokonywała się poprzez Ruch Światło-Życie, miała niesamowity wpływ na życie moje i pokolenie moich rówieśników. Trudno mi zliczyć kapłanów, których znam, a którzy swoje powołanie odkryli dzięki uczestnictwu w Oazie. I co jeszcze bardziej niesamowite – stare znajomości i przyjaźnie oazowe są wciąż żywe nawet po kilkudziesięciu latach. Czasy jednak się zmieniły i ruch oazowy nie ma już, niestety, takiej „siły rażenia”. Myślę, że w Kościele dokonuje się powoli zmiana – trochę jakby powrót do źródeł chrześcijaństwa. Słychać coraz częściej odwołanie  do ewangelicznego obrazu, że Pan Jezus błogosławił dzieci – a nauczał dorosłych.

Nauczanie religii w przedszkolu czy szkole na niewiele się zda, jeżeli dla rodziców tych nauczanych dzieci przeżycie wiary, osobowa relacja z Jezusem czy wspólnotowe życie Kościoła będą pojęciami abstrakcyjnymi. Dlatego chyba znakiem czasu jest przeniesienie akcentu na ewangelizowanie dorosłych. I doskonałym narzędziem do tych działań  jest właśnie Kurs Alpha.

Wiem, że porównanie, którego teraz użyję, wywoła u niektórych prawdziwych katolików sprzeciw, ale  uczestnictwo w kursie Alpha bardzo przypomina mi pierwszy stopień Oazy – tyle tylko, że w nieco odmiennej formie i kierowany do dorosłych. Bo czymże jest kurs Alpha, jak nie głoszeniem kerygmatu? Czy istotne jest w tym wszystkim, że na taki pomysł ewangelizacji wpadli protestanci?  Wszak każde dobre dzieło Boże poznaje się po owocach. Jakie owoce widziałem po kursie Alpha? Ano takie, że zupełnie obcy dla siebie ludzie, często „nie narzucający się Panu Bogu” lub z pretensjami do Niego – po dziesięciu spotkaniach i weekendzie zmieniali się nieraz w sposób zaskakujący dla nich samych. I co niezmiernie ważne – zaczęli tworzyć wspólnotę i zobaczyli jak wielka jest wartość w byciu razem w Kościele. Odkryli również, że warto w to życie Kościoła się angażować i innym mówić o Bogu. Wiele z tych osób zaangażowało się w organizację kolejnych kursów Alpha. I tu pojawia się chyba jedyny problem z kursem Alpha – dla tych, którzy przeżyli wewnętrzną przemianę i odkryli Boga i Kościół „na nowo”, trzeba stworzyć miejsce w tym Kościele – bo bez życia wspólnotowego zgasną jak gałąź wyjęta z ogniska…

Bogusław Bernad   

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..