Wielu polityków na Europejskim Kongresie Gospodarczym obwieszczało koniec kryzysu. Lepiej zorientowani w temacie eksperci nie byli o tym przekonani.
16.05.2018 18:40 GOSC.PL
W 2018 r. Europejski Kongres Gospodarczy obchodził swoje dziesięciolecie. Dla wielu osób, przede wszystkim polityków, była to okazja do przypominania, że katowicka impreza startowała w czasie kryzysu gospodarczego w Unii Europejskiej, z którym jakoby się uporano. Dziwna to opinia, zważywszy na to, że w wielu miejscach w Europie wciąż notujemy ogromne bezrobocie, długi wielu państw ciągle są horrendalne, a wzrost gospodarczy UE cały czas mizerny i ciągnięty głównie przez Europę Środkowo-Wschodnią.
Kiedy dyskusja zaczynała schodzić na poziom ekspercki, trudno było znaleźć osoby przekonane o końcu kryzysu. Różnica zdań polegała tylko na przewidywanych źródłach kolejnej eskalacji problemów. Czy będzie to niepewność geopolityczna, wywołana konfliktem na Bliskim Wschodzie? Czy będzie to załamanie dynamicznie rozwijających się gospodarek tureckiej lub chińskiej? Czy wreszcie po raz kolejny źródłem kryzysu będą rynki finansowe i ich niefrasobliwość?
Gospodarka rynkowa ma charakter cykliczny. To jest oczywiste. Ale obecnie z kapitalizmem jest coś nie tak. Jak słusznie zauważył na EKG profesor Gwiazdowski, pieniądz, który powinien być tylko środkiem wymiany, stał się obecnie najważniejszym obiektem życia gospodarczego. Normalnie rolą banków jest pożyczanie jednym ludziom pieniędzy, które inni ludzie tym bankom powierzyli na lokatę. Różnica między oprocentowaniem powinna być właśnie zyskiem banku. Instytucje finansowe (bo tym stały się banki) wymyśliły sobie jednak mechanizmy robienia olbrzymich pieniędzy na skomplikowanych operacjach finansowych, nierzadko za aprobatą rządów. I stały się źródłem niestabilności gospodarczej.
Prawie 90 lat temu mieliśmy do czynienia z Wielkim Kryzysem. Tak duże problemy nie powtórzyły się do dnia dzisiejszego. Co nie znaczy, że powtórzyć się nie mogą. Nam pozostaje tylko wiara w polskiego przedsiębiorcę. Jak w przytoczonej przez profesora Gwiazdowskiego anegdocie, potrafi sobie poradzić tam, gdzie Niemiec odpadłby już na etapie wstępnym. Jeśli polscy przedsiębiorcy dadzą radę polskiej biurokracji, to może i światowa zawierucha nie będzie im straszna.
Bartosz Bartczak