- Ponary to taki nóż w serce - mówi jedna z bohaterek filmu, którego projekcja odbyła się w Muzeum Mazowieckim.
Świadkowie przybliżają też skomplikowane nastroje i relacje, jakie wówczas panowały. Na początku mówi jeden z bohaterów dokumentu, Polacy nie mieli żadnego współczucia dla Żydów, wywożonych do wileńskiego getta. Była to reakcja na to, że w 1939 r. żydowscy mieszkańcy wskazywali bolszewikom Polaków na wywózkę na Syberię. Jednak wraz z rozwojem morderczego scenariusza w Ponarach los Żydów zaczął budzić przerażenie i przestał być obojętny. Były dni, słyszymy w filmie, że zabijano łącznie po kilka tysięcy Żydów.
Ponary stały się także grobem dla tysięcy Polaków, którzy wcześniej spędzali często długie miesiące w gestapowskim areszcie na ul. Ofiarnej, a potem na Łukiszkach, gdzie już rządzili Litwini. Tak było w przypadku 17-letniego Henryka Pilścia. W filmie jego siostrzenica mówi tak: - Henryk Pilść jest moim wujkiem. Słowo wujek brzmi dla mnie trochę obco. Bo zawsze o Heńku mówiliśmy „brat mamy”. Przez szacunek. O Heńku mówi się trochę jak o bohaterze. Aresztowali go Litwini. 4 października znalazł się w bardzo ciężkim więzieniu. Jak opowiadają osoby, które mu towarzyszyły wtedy w więzieniu, na tyle cierpiał, że miał wszystkie paznokcie zdarte, całe ciało w sińcach. Ale nikogo nie zdradził.
Henryk Pilść został rozstrzelany za działalność przeciwko Rzeszy Niemieckiej. Jego nazwisko znajduje się na tablicy ponarskiej. Ale nie ma tam wszystkich nazwisk Polaków, zamordowanych w tamtym czasie przez Niemców rękami litewskich "strzelców ponarskich". W filmie słyszymy, że władza litewska zgodziła się na umieszczenie tylko tego nazwiska, na które był dokument z gestapo. Dokumentów tych jednak było bardzo mało, bo gestapo ich nie wydawało, jeżeli ktoś się tego wyraźnie nie domagał.
W filmie świadkowie wspominają m.in. grupę polskich harcerek, którym Niemcy kazali się rozebrać i wypuścili na nie psy… Mowa jest też o 40-osobowej grupie chłopców, przywiezionych z księdzem, który miał związane dłonie drutem. I tymi rękami błogosławił ich przed śmiercią.
W filmie Bronisław Bubiak wykorzystał fragmenty zapisków Kazimierza Sakowicza, dziennikarza, który w tamtym czasie pracował w Wilnie i mieszkał w Ponarach, blisko miejsca egzekucji. Jak wspomniano w dokumencie, te zapiski chował w butelkach i zakopywał blisko werandy. Odnalezione, stały się potem jednym z cennych dokumentów tamtej zbrodni.
- O tamtej zbrodni polski pisarz Józef Mackiewicz, który był świadkiem tego, co działo się w Ponarach w 1943 r., napisał "rzeź ludzka" - powiedział w czasie spotkania Andrzej Pasierbski. - W cały ten proceder zabijania wkradała się pewna automatyczność, to była fabryka śmierci. Dlaczego było to mordowanie? To nie był pluton egzekucyjny. To były hordy pijanych Litwinów, którzy mieli do dyspozycji kadzie z wódką i korzystali z tego. W pierwszych egzekucjach zabijano z broni maszynowej, ale okazało się to mało "ekonomiczne". Z czasem modyfikowano sposób - na 10 osób przypadało 10 strzelców. Jeżeli była to kobieta z dzieckiem, to stała przodem do egzekutorów i na nich przypadało dwóch strzelców. Potem sprawdzano, czy ktoś nie przeżył, i ewentualnie dobijano ofiary - mówił syn Heleny Pasierbskiej.
Gość spotkania podkreślił też, że w Ponarach została wymordowana polska elita kulturalna i intelektualna Wilna, m.in. profesorowie Uniwersytetu im. Stefana Batorego, żołnierze AK, członkowie młodzieżowego Związku Wolnych Polaków, księża, adwokaci. - Kazimierz Sakowicz zanotował, że gdy rozstrzeliwano Polaków, to było słychać "Niech żyje wolna Polska" - mówił w Płocku Andrzej Pasierbski.
Przypomnijmy, że w Płocku w 2014 r. została odsłonięta tablica ponarska, w kaplicy cmentarnej przy ul. Kobylińskiego, a dzień poświęcony ofiarom tamtej brodni przypada 12 maja.
am