Szef dyplomacji Arabii Saudyjskiej zapowiedział, że jeśli Iran stworzy arsenał atomowy, to jego kraj też będzie chciał pozyskać broń nuklearną.
To, że decyzja Trumpa o wycofaniu USA z porozumienia nuklearnego z USA może skutkować groźnymi konsekwencjami, mówiło się od dawna. Jeśli władze w Teheranie zdecydują się teraz na kontynuację swojego programu nuklearnego, może to oznaczać atomowy wyścig zbrojeń na Bliskim Wschodzie. Pierwszym krajem, który będzie próbował odpowiedzieć na atomowe ambicje Iranu, będzie z pewnością Arabia Saudyjska. Wśród krajów regionu, które dysponują potencjałem broni nuklearnej, znajdują się Izrael i Pakistan. Ten pierwszy pozostaje w konflikcie z Iranem, i atomowe ambicje Teheranu z pewnością wywołają reakcję.
Ostatnie lata na Bliskim Wschodzie wytworzyły nową sytuację polityczną. Upadek Saddama Husajna, a później wojna domowa w Syrii wzmocniły pozycję Iranu w regionie. Teheranowi udało się poszerzyć swoje wpływy nawet bez stworzenia potencjału nuklearnego. Osiągnięte zostało to w pewnym stopniu dzięki zmianie strategii geopolitycznej. Zamiast być eksporterem rewolucji islamskiej, Iran stał się obrońcą bliskowschodnich szyitów. Zaskarbiło mu to przychylność Iraku, zdominowanego przed ten odłam Islamu i obecnych władz Syrii, wywodzących się z bliskich szyizmowi alawitów. Strategia ta spowodowała jednak zatarg z Arabią Saudyjską, uważającą się za przywódcę sunnitów. Jednocześnie Teheran nie zrezygnował z antyizraelskiej i antyamerykańskiej retoryki. W ten sposób kraj ten stworzył sobie naprawdę silną koalicję wrogów.
Stany Zjednoczone obawiają się ambicji Iranu. Kraj ten jest sojusznikiem wrogiej Amerykanom Rosji, a jednocześnie zagraża ważnym sojusznikom USA na Bliskim Wschodzie, czyli Izraelowi i Arabii Saudyjskiej. Decyzja o wyjściu z porozumienia nuklearnego jest grą o wysoką stawkę. Wielu komentatorów podkreśla, że polityka Donalda Trumpa, wymuszająca na innych krajach szanowanie amerykańskich interesów, może być skuteczna. Donald Trump może chcieć nowymi sankcjami osłabić Iran i utrudnić mu wsparcie dla sił polityczno-militarnych zagrażających Izraelczykom i Saudom. A same ambicje nuklearne Teheranu amerykański prezydent może uważać za blef.
Bliski Wschód od dawna jest beczką prochu. Ale świat o znalazł się u progu sytuacji, że jedna trzecia mocarstw atomowych znajdzie się właśnie w tym regionie. A już w tej chwili najważniejsze mocarstwa regionu prowadzą działania militarne przeciwko sobie, chociaż nie zawsze bezpośrednio. Izrael prowadzi naloty na pozycję sił irańskich w Syrii. Arabia Saudyjska do dłuższego walczy ze wspieranymi przez Teheran szyickimi bojówkami w Jemenie. Trudno przewidzieć konsekwencje sytuacji, w której strony konfliktu zechciałyby wykorzystać w swoich działaniach broń atomową. Czas pokaże, czy decyzja Trumpa przybliżyła nas do takiej sytuacji, czy wręcz przeciwnie, oddaliła widmo dużej wojny między mocarstwami w bardzo niespokojnym regionie świata.