Rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow oświadczył we wtorek, że Rosja odpowie na wydalenie jej dyplomatów, ponieważ - jak to ujął - nie można tolerować "chamstwa" i Moskwa nie będzie tego robić.
Ocenił też, że decyzja krajów zachodnich jest rezultatem "szantażu" ze strony USA.
"Gdy prosi się jednego czy dwóch dyplomatów o opuszczenie jakiegoś kraju, a to wszystko szepcząc nam do ucha przeprosiny, dobrze wiadomo, że jest to rezultatem kolosalnej presji, szantażu, który niestety stanowi główną broń Waszyngtonu na arenie międzynarodowej" - powiedział Ławrow na konferencji prasowej w Taszkencie.
Szef MSZ Rosji zapewnił, że jego kraj "bez wątpienia odpowie" na wydalenie dyplomatów, "bo nie można tolerować takiego chamstwa". "I nie będziemy tego robić!" - zapowiedział.
W poniedziałek około 20 państw, m.in. USA, Australia i kilkanaście państw UE, zapowiedziało wydalenie w sumie ponad 100 rosyjskich dyplomatów.
Jest to odpowiedź na próbę zabójstwa byłego pułkownika rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU Siergieja Skripala; do ataku doszło 4 marca w angielskim mieście Salisbury. Według premier Wielkiej Brytanii Theresy May odpowiedzialność za ten zamach z użyciem broni chemicznej ponosi Rosja.
Skripal oraz towarzysząca mu córka Julia trafili do szpitala w stanie krytycznym. W toku śledztwa, prowadzonego z udziałem m.in. policyjnych sił antyterrorystycznych i wojskowych ekspertów ds. broni chemicznej, odkryto, że do próby ich otrucia wykorzystano produkowaną w Rosji broń chemiczną typu Nowiczok.