O krytyce, cierpieniu, niezrozumieniu mówili uczestnicy panelu prowadzonego przez Marcina Jakimowicza podczas wrocławskiej konferencji "Duch Pański nade Mną".
– Andrzej Sionek wspominał o gotowości przyjęcia „braterskiej korekty” w naszych wspólnotach… Jeśli krytyka przychodzi z zewnątrz, chyba łatwiej ją przyjąć, możemy sobie wtedy przylepić łatkę męczennika. Jeśli jednak przychodzi z wnętrza Kościoła, jak to było choćby w przypadku o. Pio czy ks. Dolindo… Co wtedy? – pytał.
– Wobec krytyki, prześladowań czujemy po prostu ból. Ale trzeba mieć wobec takich rzeczy realistyczne spojrzenie: to jest po prostu część chrześcijańskiego życia – mówi Ulf Ekman. – Dzięki krytyce pewne rzeczy można w sobie poukładać, przeanalizować. Pójdźmy z tą sprawą do Boga, przemyślmy ją, przemódlmy. Nie można żyć w stanie „bycia w reakcji”, w ciągłym „wkurzeniu”. Jeśli mamy poczucie nie zawinionego cierpienia pozostaje wymiar włączenia go w cierpienie Chrystusa. Wtedy staje się owocne. Dla mnie, gdy byłem protestantem, było to znaczące odkrycie.
– Bywa, że ludzie ze środowisk charyzmatycznych doświadczają rzeczywiście konkretnej krytyki. Cóż, w tej naszej charyzmatyczności nie możemy być sentymentalni. Mówimy: ważna jest miłość, nie charyzmaty. Kiedy ktoś nam nadepnie na odcisk okazuje się, jak z tą miłością jest – twierdzi A. Sionek. – Cieszmy się, gdy są próby. To oznacza, że możemy być „przetestowani”, że to, co odczytujemy jako Boży dar, po sprawdzeniu, ma szansę zakorzenić się w Kościele, zostać poniesione w kolejne pokolenia.
O. Norbert Oczkowski wspomina historię pewnego ucznia z Płocka, który w czasie zaborów został zakatowany przez żołnierzy. Przed śmiercią miał powiedzieć: "Wszystko możecie mi zabrać, tylko Polski nie zabierzecie”. – Dla mnie to jest obraz pewnej wolności wewnętrznej – twierdzi. – Jeśli dotykają mnie trudne doświadczenia, widzę jak Bóg uczy mnie wolności serca – uniezależnienia się od czyichś opinii, czyjegoś zdania. Bóg mnie tak wychowuje.
– Przypominają mi się tu sceny z Pieśni nad Pieśniami – mówi Ewa Widera, wraz z mężem zaangażowana w Fundację 24/7. – Jest taka chwila, gdy Oblubienica, coraz lepiej poznając Oblubieńca, decyduje się otworzyć mu drzwi, gdy on zagląda do jej chatki. Okazuje się jednak, że już go nie ma pod drzwiami. Z tęsknotą go szuka. Kiedy pyta o niego napotkanych strażników, nie znajduje zrozumienia, a nawet zostaje pobita. I my czasem jesteśmy tak poobijani przez osoby, na których pomoc moglibyśmy liczyć. Ale jest to w jakiś sposób potrzebne. Wypróbowuje wytrwałość w szukaniu Oblubieńca, uświęca…
– To są doświadczenia, które uczą pokory – dodaje Marcin Widera. – Nie byłoby nas w miejscach, w których jesteśmy, gdybyśmy nie umieli przerabiać takich lekcji. One nakierowują na właściwą drogę. Nawet jeśli człowiekiem najpierw miotają różne myśli i chciałby w kimś widzieć „groby pobielane” albo wykrzyknąć „idź precz szatanie”.
Skoro ofiara Jezusa jest doskonała, to po co nasze cierpienia? Czy Bóg ich naprawdę potrzebuje? – zastanawiali się uczestnicy panelu.
– Wszystko ma swoją cenę. Dla mnie była to… cena biletów lotniczych do USA – mówi M. Widera – który tam właśnie usłyszał prorocze dla siebie słowa o roku 1241 r. i o modlitwie. Tak „odkrył” rolę bł. Czesława, który w owym roku dzięki swej modlitwie ocalił mieszkańców Wrocławia przed śmiercią z rąk Mongołów. – W ten sposób zrozumiałem wagę ofiary, modlitwy. Usłyszałem Boże wezwanie do modlitwy za to miasto.
Ewa dodaje że – choć cierpienie nie pochodzi od Boga – On je dopuszcza i wykorzystuje. – Mnie właśnie w cierpieniu, w chorobie, na nowo pochwycił, pociągnął ku Sobie – wspomina. O. Norbert wyjaśnia, że nie lubi stawiania cierpienia w centrum. – Jezus zbawił nas miłością – podkreśla. Ale to właśnie cierpienie ukazuje bezmiar Jego miłości. Sam, patrząc na zmaltretowanego Jezusa, który w „Pasji” M. Gibsona na szczycie Golgoty czołga się ku krzyżowi, przeżył wstrząs – widząc, jak bardzo został przez Pana ukochany.
– Przez cierpienie dokonują się w nas rzeczy, jakich nie jesteśmy w stanie osiągnąć inaczej. Gdy jednak mówimy o cierpieniu, musimy myśleć też o chwale. Cierpienie to jeden z zawiasów bramy, którą wchodzimy do chwały – twierdzi A. Sionek.
– Cierpienie to bóle porodowe Królestwa. One prowadzą do życia. Pewnego dnia bólu już nie będzie. Zostanie tylko chwała – dodaje Ulf, wspominając o św. Pawle i „dopełnianiu braku udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, jakim jest Kościół”.
Jaką moc ma ludzkie słowo? Do jakiego momentu modlić się o zdrowie, a kiedy uznać, że Pan oczekuje ofiary, cierpienia związanego z chorobą? Prelegentom niełatwo było zakończyć debatę. A co do cierpień codziennych i nadeptywania sobie na odciski, które wypróbowuje miłość… – Mój znajomy mówi, że kiedy widzi samochód z „rybką” zawsze ma ochotę go… stuknąć – wspomina M. Jakimowicz – i sprawdzić, czy nadstawi drugi zderzak.
Cierpienie to jeden z zawiasów bramy, którą wchodzimy do chwały - mówił Andrzej Sionek Agata Combik /Foto Gość