Diana, żona bohatera filmu, udowadnia jak wiele znaczy dla niej małżeńska przysięga.
18.02.2018 08:54 GOSC.PL
„Pełnia życia” opowiada historię, która wydarzyła się naprawdę. Początek seansu wydaje się zapowiadać melodramat, ale tak naprawdę jest to opowieść o niesamowitej sile miłości i determinacji. Główną rolę odgrywa w niej Diana, żona Robina Cavendisha, bohatera filmu. Wkrótce po ślubie Robin zostaje dotknięty nieuleczalną chorobą i wpada w depresję. Prosi o odłączenie aparatury podtrzymującej oddychanie.
W tym krytycznym momencie żona udowadnia, jak wiele dla niej znaczy małżeńska przysięga, a szczególnie słowa w „zdrowiu i chorobie”. Robin uważa szpital za więzienie. Wbrew zaleceniom lekarzy, którzy twierdzą, że poza szpitalem żaden chory nie przeżyje dłużej niż dwa tygodnie, Diana zabiera go do domu. Otoczony troskliwą opieką Robin wychodzi z depresji i zaczyna cieszyć się życiem. Sytuacja poprawia się jeszcze bardziej, kiedy jeden z jego przyjaciół konstruuje wózek inwalidzki z przenośnym respiratorem. Cavendishowie myślą jednak nie tylko o sobie. Chcą, by również inni chorzy skorzystali z wynalazku ułatwiającego Robinowi życie.
Film uświadamia nam, że każde życia jest bezcenne, że nawet w tak dramatycznej sytuacji w jakiej znalazł się Robin, można się nim cieszyć. Wymaga to jednak ogromnego poświęcenia i ofiar ze strony najbliższych. Bohater filmu był ateistą. Jednak starania Cavendisha o poprawę jakości życia chorym pomogły tysiącom z nich odzyskać jego sens. Po jego śmierci w 1994 roku w nekrologu można było przeczytać, że „jest swoistą ironią, by człowiek niewierzący mógł sprawić, że tak wielu innych ludzi poczuło się bliżej Boga”.
Cavendish przeżył ponad 30 lat po wyjściu ze szpitala. Film przedstawia pobieżnie ostatni okres jego życia, a zakończenie dla osób, które nie znają jego historii, będzie zaskoczeniem. Film wyraźnie opowiadający się za życiem kończy się, zgodnie z faktami, wspomaganym samobójstwem bohatera popełnionym wbrew woli, ale za wiedzą najbliższych. Jednak w przeciwieństwie do serii filmów wyraźnie propagujących eutanazję, a powstało ich przecież sporo, film nie jest jego apologią.
Edward Kabiesz