Rządowi federalnemu USA grozi zawieszenie działalności (tzw. shutdown) już w sobotę o godzinie 6 rano czasu polskiego, ponieważ senatorowie z obu partii nie przedstawili w piątek żadnych kompromisowych propozycji zakończenia sporów o budżet państwa.
Ostatnią nadzieją na zapewnienie dalszej nieprzerwanej działalności rządu federalnego jest spotkanie w cztery oczy prezydenta Donalda Trumpa z przywódcą demokratycznej mniejszości w Senacie senatorem Chuckiem Schumerem.
Aby spotkać się z Schumerem, swoim dobrym znajomym z Nowego Jorku, a obecnie jednym z jego głównych przeciwników politycznych, Trump odwołał w piątek wyjazd do "zimowego Białego Domu" w Mar-a-Lago na Florydzie, gdzie w sobotę miał być na bankiecie wydanym z okazji jego zaprzysiężenia przed rokiem na prezydenta Stanów Zjednoczonych.
W czwartek Izba Reprezentantów po raz kolejny, już czwarty od rozpoczęcia 1 października ub.r. bieżącego, tj. 2018 roku budżetowego, przedłużyła solidną przewagą 33 głosów prowizorium budżetowe o miesiąc. Amerykańskie media porównały kolejne przedłużenie prowizorium do "kopnięcia na ulicy aluminiowej puszki o kilka kroków dalej".
Aby zapewnić dalszą płynność finansową władzom federalnym, prowizorium musi być zaaprobowane przez 100-osobowy Senat. Republikanie mają tam tylko 51 głosów, a do przedłużenia prowizorium budżetowego, tak jak do przyjęcia każdej ustawy budżetowej w Senacie, wymagana jest kwalifikowana większość 60 głosów. Oznacza to, że Republikanie musieliby pozyskać przynajmniej 9 głosów Demokratów, co jest mało prawdopodobne w obecnej spolaryzowanej sytuacji.
W pierwszych godzinach debaty w Senacie w piątek Republikanie i Demokraci zamiast szukać kompromisu zaczęli się wzajemnie oskarżać o doprowadzenie do obecnego impasu.
Republikanie twierdzą, że brak ustawy budżetowej spowodowany jest żądaniem Demokratów, aby ewentualne porozumienie obejmowało uregulowanie sytuacji ok. 690 tys. nielegalnych imigrantów (w tym ponad 3 tys. polskich obywateli), którzy jako dzieci znaleźli się nielegalnie na terytorium USA. Osobom tym, nazywanym "marzycielami" grozi deportacja, jeśli Kongres do końca marca b.r. nie ureguluje ich sytuacji.
Demokraci za brak ustawy budżetowej obwiniają Republikanów i prezydenta Trumpa, który uzależnia jakiekolwiek ustępstwa ze swojej strony od wyasygnowania przez Kongres funduszy na spełnienie jego podstawowej obietnicy wyborczej, jaką jest budowa gigantycznego muru na granicy z Meksykiem.
Kiedy senatorowie podczas piątkowej debaty obwiniali się wzajemnie o doprowadzenie rządu federalnego do krawędzi niewypłacalności, dyrektor budżetu Białego Domu John "Mick" Mulvaney zapewniał, że jeśli rzeczywiście dojdzie do zawieszania działalności rządu, administracja Trumpa zrobi wszystko, aby złagodzić jego skutki pracownikom federalnym. Parki narodowe, mówił Mulvaney, prawdopodobnie nie zostaną całkowicie zamknięte od soboty, a 1,3 mln żołnierzy w służbie czynnej "być może" nadal będzie otrzymywało żołd.
Jeśli do północy czasu miejscowego w piątek - do godziny 6 rano w sobotę czasu polskiego - prezydent i senatorowie z obu partii nie znajdą jakiegoś wyjścia z sytuacji, rząd federalny, z wyjątkiem resortów i służb federalnych "niezbędnych dla bezpieczeństwa kraju" zawiesi działalność.
Z pracy zwolnionych zostanie tymczasowo 850 tys. cywilnych pracowników federalnych, zostaną zamknięte szkoły federalne, waszyngtońskie państwowe muzea, a ponad 8 mln dzieci z najbiedniejszych rodzin nie będzie miało federalnego ubezpieczenia medycznego.
Poprzednio rząd federalny zawiesił swoją działalność 1 października 2013 roku i był "nieczynny" przez 16 dni. Tamte 16 dni bezczynności, zdaniem ekspertów firmy Standard and Poor's, kosztowało wtedy amerykańską gospodarkę ponad 24 mld USD, więcej niż wynosi szacunkowy koszt (18 mld USD) budowy muru na granicy z Meksykiem. Najdłuższy "shutdown" rządu federalnego miał miejsce w 1996 r. i trwał 21 dni.