Niektórzy posłowie opozycji potraktowali projekt proaborcyjnej ustawy poważniej niż jego autorka.
20.01.2018 16:00 GOSC.PL
Po tym jak w Sejmie przepadł projekt ustawy aborcyjnej, posłowie Nowoczesnej zgłosili własny. Różni się on nieco od tego firmowanego nazwiskiem Barbary Nowackiej. Zamiast aborcji na życzenie mamy tu aborcję w razie zagrożenia zdrowia psychicznego (pole do nadużyć jest tak duże, że w praktyce wychodzi na jedno), a 15-latka próbująca pozbyć się dziecka musiałaby poprosić własnych rodziców o zgodę (według projektu Nowackiej mogła to zrobić bez informowania mamy i taty). Autorzy ustawy zadbali też, żeby ciąż u małoletnich nie zabrakło – projekt wprowadza obowiązkowe lekcje edukacji seksualnej, i to już w pierwszej klasie szkoły podstawowej.
Dzieło Nowoczesnej nie zyska oczywiście poparcia w parlamencie i w zasadzie nie ma się co pastwić nad zawartymi w nim sformułowaniami w rodzaju „proponuje się, aby ustawa weszła w życie, po upływie trzech miesięcy od dnia wejścia w życie”. Ciekawa jest jednak determinacja, z jaką posłowie wchodzą na szafot. Podczas ubiegłotygodniowego głosowania Platforma Obywatelska wprowadziła dyscyplinę, zmuszając posłów do głosowania za projektem sytuującym się na lewo od pomysłów Lenina. Później groziła konsekwencjami tym, którzy się wyłamali (ufam, że robili to z szacunku dla życia, ale możliwe, że był to po prostu przebłysk instynktu samozachowawczego). Swoich parlamentarzystów, którzy nie wsparli aborcji na życzenie ukarała także Nowoczesna. Najwyraźniej szefowie parlamentarnej opozycji potraktowali projekt poważniej niż jego autorka, która zaraz po głosowaniu miała zaplanowane zagraniczne wakacje. Partyjni stratedzy nie wzięli chyba pod uwagę, że są w innej sytuacji niż proaborcyjne NGO-sy. Organizacja może głosić poglądy, które popiera pół procenta społeczeństwa. To nie problem, jeśli tylko ma dostęp do źródeł finansowania. Może zatem licytować się z konkurencją na radykalizm. Partia natomiast bez poparcia ginie. A poparcie feministek to zdecydowanie za mało. Zresztą przykład Prawa i Sprawiedliwości pokazuje, że działacze aborcyjni to średni partner do dyskusji. Spora grupa posłów PiS zagłosowała w sposób, który powinien feministki ucieszyć, a i tak siedziba ugrupowania została oblana farbą.
Po co zatem posłom opozycji nowa aborcyjna ustawa? Chyba tylko po to, żeby od czasu do czasu można było powiedzieć feministkom: chcieliśmy, ale PiS nie pozwolił. No cóż, od tego przynajmniej nikt nie umiera.
Jakub Jałowiczor