W Niemczech najprawdopodobniej kolejny raz dojdzie do wspólnych rządów chadecji i socjal- demokratów. Niegdyś „wielka koalicja” pozostanie taka tylko z nazwy, gdyż obie partie są osłabione i niezadowolone z ustępstw.
Będziemy walczyć o demokrację, tolerancję i szacunek, pozostając w opozycji – deklarował po wyborach we wrześniu 2017 r. przewodniczący socjaldemokratów Martin Schulz. – SPD nie będzie kołem zapasowym dla Angeli Merkel – powtórzył potem wiceprzewodniczący partii Thorsten Schäfer-Gümbel. W nowy rok socjaldemokraci weszli już z innym nastawieniem. 7 stycznia ruszyły negocjacje z CDU, a sekretarz generalny SPD mówił o „wspólnej odpowiedzialności za przyszłość Niemiec i Europy”. Za reaktywacją rozmów o koalicji stały naciski prezydenta Niemiec, wezwania ze stolic zachodniej Europy oraz rzadko wyrażana wprost, ale bardzo silna w szeregach obu partii obawa, że przedterminowe wybory przyniosłyby jeszcze gorszy wynik. Wspólne rządy wydają się bardzo prawdopodobne, ale Niemcy czeka jeszcze kilka tygodni trudnych negocjacji, m.in. w kwestii polityki wobec imigrantów, przyszłości Unii Europejskiej, służby zdrowia, finansów i obronności. Nawet gdy uda się przypieczętować porozumienie, może być ono tylko odwleczeniem rewolucji na niemieckiej scenie politycznej i jeszcze bardziej zniechęcić wyborców. Wszak we wrześniu 2017 r. CDU-CSU oraz SPD uzyskały najgorsze wyniki w powojennej historii i utraciły łącznie aż 105 mandatów. Po kilku miesiącach jednak szykuje się ich powrót do władzy.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maciej Legutko