Wszyscy cisnęli się do Niego. Mk 3,10
Jezus oddalił się ze swymi uczniami w stronę jeziora. A przyszło za Nim wielkie mnóstwo ludzi z Galilei. Także z Judei, z Jerozolimy, z Idumei i Zajordania oraz z okolic Tyru i Sydonu szło do Niego mnóstwo wielkie na wieść o tym, jak wiele działał. Toteż polecił swym uczniom, żeby łódka była dla Niego stale w pogotowiu ze względu na tłum, aby na Niego nie napierano. Wielu bowiem uzdrowił i wskutek tego wszyscy, którzy mieli jakieś choroby, cisnęli się do Niego, aby Go dotknąć. Nawet duchy nieczyste, na Jego widok, padały przed Nim i wołały: «Ty jesteś Syn Boży». Lecz On surowo im zabraniał, żeby Go nie ujawniały.
Przychodzę do Jezusa, bo przyjąłem chrzest i wchodzę w dojrzałość wiary. Przychodzę do Jezusa, bo to szansa na zgodę z bliźnim, choćby w uścisku dłoni w czasie Mszy św. Przychodzę do Jezusa, bo jest to szansa na zgodę z Bogiem w sakramencie pojednania. Przychodzę do Jezusa, bo to szansa na łączność życia i śmierci. Przychodzę do Jezusa, bo podziwiam nieuleczalnie chorego 19-latka, który mówi: „Prosiłem Boga o zdrowie, a przez zrozumienie sensu życia i cierpienia On dał mi zbawienie”. Przychodzę do Jezusa i wzrusza mnie umierający 9-latek, mówiący do kapelana: „Nie mów rodzicom, że ja dziś w nocy umrę, bo oni będą się bali, a ja jestem przygotowany. Bóg się niecierpliwi i czeka. Nie zawiodę Go”.
ks. Stanisław Gańczorz