Scenariusz „Loyoli” oparty został między innymi na autobiograficznej „Opowieści pielgrzyma”.
Święty Ignacy Loyola, założyciel Towarzystwa Jezusowego, zakonu uważanego w swoim czasie za najbardziej wpływowy w historii Kościoła, nie doczekał się filmu, na jaki zasługuje. To dziwne, bo święty miał niezwykłą, filmową wprost – jeżeli można tak powiedzieć – biografię. Może zdecydowała o tym czarna legenda zakonu, który od początku spotykał się z podejrzliwością. W znacznym stopniu przyczynili się do tego protestanci. Nic w tym dziwnego, bo zakon odnosił sukcesy w walce z reformacją. Dzięki działaniom jezuitów powstrzymano odpływ wiernych do Kościołów protestanckich, co udało się za sprawą reformy nauczania, a szczególnie dzięki stworzeniu systemu szkolnictwa średniego. Przyjaciół nie przysparzało też jezuitom prowadzenie ewangelizacji w koloniach. Wysuwane przeciw nim zarzuty znalazły jednak także posłuch w krajach katolickich. Najlepiej, chociaż z pewną przesadą, dokumentują to słowa żyjącego w XVI w. jezuity Kaspra Sawickiego, który ubolewał, że „co się w świecie urodzi, zwłaszcza nietrafnego, tego wszystkiego jezuitowie przyczyną (…) wyglądam rychło, kto się ozwie i pokaże, że i Jadam by nie zgrzeszył w raju, ani się by nie dał Jewie namówić na jabłko, by był jeden jezuita weń nie wmówił. I Kain by nie zabił Abla, by był mu jezuita pałki nie podał”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Edward Kabiesz