Nasza propozycja wspólnej pracy nad poprawą sytuacji w służbie zdrowia jest aktualna; skończcie protest i usiądźmy razem do pracy - apelował w czwartek do rezydentów minister zdrowia Konstanty Radziwiłł podczas burzliwej debaty w Sejmie na temat protestu młodych lekarzy.
W czwartek w Sejmie minister zdrowia przedstawił informację w sprawie protestu głodowego lekarzy rezydentów, trwającego od 2 października. Wniosek o to złożył klub PO.
Wstępujący w imieniu wnioskodawców Bartosz Arłukowicz mówił, że minister zdrowia przyszedł do rezydentów dzień po rozpoczęciu protestu "i potem przez (...) siedem dni nic". "Rząd nie widzi głodujących rezydentów, rząd uważa, że tego problemu po prostu nie ma, minister abdykuje" - ocenił. "Żądamy od pani premier skutecznego rozwiązania problemu głodujących rezydentów, żądamy rzetelnej propozycji, żądamy w końcu posiedzenia rządu w tej sprawie" - powiedział.
Radziwiłł przedstawiając informację powiedział, że protest rezydentów "zaczął się wczoraj". Zwrócił uwagę, że Porozumienie Rezydentów OZZL zostało reaktywowane w październiku 2015 r., czyli na niespełna miesiąc przed końcem rządów PO-PSL. "Była to odpowiedź tego środowiska na brak podwyżek uposażeń od 2009 r." - powiedział. Zapewnił, że od początku jego urzędowania kierownictwo resortu prowadzi dialog z rezydentami.
Arłukowicz wskazywał, że jako szef Naczelnej Rady Lekarskiej Radziwiłł wspierał strajk lekarzy z Porozumienia Zielonogórskiego, a także składał skargi konstytucyjne na pakiet onkologiczny. "Pan szkodzi systemowi ochrony zdrowia w zależności od tego, czy jest pan prezesem NRL, czy ministrem zdrowia. Pan jest największym szkodnikiem systemu ochrony zdrowia - wtedy jako działacz żądający, oczekujący, protestujący, a dziś jako najbardziej bezradny minister w historii ostatnich 25 lat" - powiedział.
Arłukowicz podkreślał, że za czasów rządów PO-PSL wzrosło finansowanie systemu ochrony zdrowia i wynagrodzenia rezydentów. Zarzucał Radziwiłłowi, że zmniejszył liczbę rezydentur m.in. ze stomatologii, ginekologii i położnictwa oraz psychiatrii.
Minister powiedział, że rząd w 2018 r. przeznaczy 1 mld 179 mln zł na wynagrodzenia lekarzy rezydentów i stażystów. "To o 40 proc. więcej niż wydatkowano na ten cel za naszych poprzedników w 2015 r." - powiedział. "Każdy lekarz rezydent w Polsce może liczyć na stopniowe podwyżki, które zostaną wypłacone z mocą obowiązującą od 1 lipca 2017 r. i będą realizowane kolejne co roku, od stycznia 2018 r., czyli już bardzo niedługo, aż do 2021 r. Mogę stwierdzić jednoznacznie, że na koniec 2021 r. nie będzie w Polsce lekarza rezydenta, który by zarabiał mniej niż 5250 zł." - powiedział.
Dodał, że w niecałe dwa lata obecny rząd udostępnił więcej miejsc rezydenckich, niż Arłukowicz przez 3,5 roku, gdy był ministrem zdrowia. Przypomniał, że rezydenci, którzy rozpoczną specjalizację w dziedzinach priorytetowych, otrzymają dodatek motywacyjny w wysokości 1200 zł miesięcznie.
Odnosząc się do postulatu rezydentów o zwiększeniu wydatków na ochronę zdrowia, Radziwiłł powiedział, że w 2017 r. zwiększono wydatki na służbę zdrowia do ponad 87 mld zł, czyli o ponad 8 mld zł więcej niż w 2016 r. Jak mówił, w roku 2018 r. będzie więcej o kolejne 6 mld zł.
Radziwiłł zwrócił się do rezydentów "o rozsądny dialog". "Nasza propozycja wspólnej pracy nad poprawą sytuacji w służbie zdrowia jest nadal aktualna. Zapraszam państwa. Skończcie protest i usiądźmy razem do pracy" - apelował.
Czwartkowa debata przebiegała burzliwie, wypowiedzi posłów przemawiających na mównicy często były zakłócane okrzykami z sali. Dyskusji przysłuchiwali się w loży dla gości przedstawiciele rezydentów, część ubrana w białe fartuchy i koszulki z hasłami protestu.
Tomasz Latos (PiS) przyznał, że temat jest "niewątpliwie trudny i konieczny do rozwiązania". "Ubolewam, że państwo nie potrafią mówić prawdy" - zwrócił się do posłów opozycji.
Jerzy Kozłowski z Kukiz'15 przekonywał, że rezydentom nie chodzi tylko o podwyżki. "Ci młodzi ludzie pokazują, że jest zagrożone bezpieczeństwo Polaków; mówią, że nakłady na ochronę zdrowia w Polsce są za małe, żądają żeby były wyższe i ja się z tym zgadzam" - podkreślił.
Ryszard Petru (Nowoczesna) zarzucał rządowi wysyłanie młodych lekarzy na emigrację. "Dwa dni temu pan wicepremier Morawiecki mówił, że z budżetem jest świetnie; to pytanie jest takie: jak jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle? Dlaczego nie ma pieniędzy na podwyżki dla ludzi, których wysyłacie na emigrację?" - pytał.
Katarzyna Lubnauer (Nowoczesna) apelowała do Radziwiłła, by podał się do dymisji. "Każdy dzień tego protestu głodowego to jest oskarżenie zarówno do tej ekipy jak i do poprzedniej. Mamy zapaść w kadrach lekarskich, mamy sytuację, która coraz bardziej przypomina białe miasteczko z roku 2007 r." - powiedziała.
Władysław Kosiniak-Kamysz (PSL) podkreślił, że problem dotyczy "całości funkcjonowania i dostępności do służby zdrowia dla pacjenta". "Aktem największej desperacji jeszcze dla lekarza, który ma świadomość, jakie skutki wywołuje strajk głodowy dla jego organizmu, jest to poświęcenie, nie walka o swoje pensje, ale walka o swojego pacjenta" - podkreślił.
Posłanka Lidia Gądek (PO) mówiła, że młodzi lekarze są świetnie wykształceni, znają języki obce i w każdej chwili mogą wyjechać z kraju, choć chcieliby pracować w Polsce. "Niech jadą" - padło wówczas z ław poselskich. "Słyszycie? To do was powiedziała posłanka PiS (...). Zamiast wam podziękować, pochylić czoła za to, co robicie dla całej ochrony zdrowia w Polsce, słyszymy: +Niech jadą+" - powiedziała Gądek do rezydentów przysłuchujących się debacie.
Sławomir Nitras (PO) poprosił wicemarszałka Stanisława Tyszkę o przerwę, aby prezydium Sejmu przeprosiło młodych lekarzy. "Pani poseł Hrynkiewicz, przedstawicielka klubu PiS, obraziła naszych gości" - powiedział Nitras. "Zachęcam pana do wystąpienia do komisji etyki; zgadzam się z panem, że są podstawy" - odpowiedział wicemarszałek.
"Nikogo nigdy nie zachęcałam do wyjazdu" - mówiła w TVN24 Hrynkiewicz, pytana o powód swoich słów. "Boję się tylko tego szantażu, który nieustannie jest prezentowany, nie przez lekarzy zresztą, tylko przez polityków i nie chcę takiej rozmowy pod presją takiego właśnie szantażu, że lekarze wyjadą" - powiedziała.
"Te słowa były wypowiedziane w pewnym rozgoryczeniu, w takim żalu, że ta wielka praca, którą wykonujemy na rzecz ochrony zdrowia w Polsce jest niedoceniania i że sięga się po takie formy protestu" - podkreśliła Hrynkiewicz.
Arłukowicz zwracał uwagę, że na debacie nie była obecna premier Beata Szydło i apelował do niej, by przyszła na piątkowe posiedzenie komisji zdrowia w szpitalu, w którym protestują rezydenci. "My z ministrem Radziwiłłem nie mamy już o czym rozmawiać. Nie mamy żadnych oczekiwań wobec ministra Radziwiłła. Pani premier oczekujemy jutro w szpitalu wśród rezydentów. Zaprosiliśmy także Kancelarię Prezydenta" - powiedział.
Posłowie opozycji komentowali też wypowiedź minister rodziny Elżbiety Rafalskiej, która w czwartek powiedziała, że "Fundusz Pracy nie służy środkom na ochronę zdrowia". Odniosła się w ten sposób do wniosku Arłukowicza, aby z Funduszu Pracy przeznaczyć 135 mln zł na podwyżki dla rezydentów. "Uprzejmie informuję panią premier i panią minister pracy, że dokładnie w ustawie o zawodzie lekarza w art. 16 napisane jest, że z Funduszu Pracy państwo płacicie lekarzom za rezydentury" - powiedział Arłukowicz.
Tuż przed rozpoczęciem debaty posłanka Monika Wielichowska wnioskowała o przerwę w obradach, by do sali mogli wejść rezydenci. "Oni teraz już wchodzą, pobierają przepustki, wcześniej było to niemożliwe, więc na czas nie mogą wejść, by posłuchać o swojej sprawie" - powiedziała. Marszałek nie uwzględnił wniosku posłanki.
Po zakończeniu debaty rezydenci potwierdzili, że mieli trudności z wejściem do Sejmu, jednak - jak zaznaczyli - nie chcieliby tego interpretować. "Możemy tylko powiedzieć, że istotnie takie trudności były, nie zdążyliśmy na pierwszą część przemówienia ministra Radziwiłła" - powiedzieli.
Zapytani o słowa "niech wyjeżdżają", powiedzieli że "trudno to w ogóle komentować". "To nie wymaga komentarza, jeżeli pani poseł tak uważa, to niewiele możemy z tym zrobić, my cały czas stoimy przy swoim" - powiedzieli.
Rezydenci podkreślili też, że ich protest ma charakter apolityczny. "Nie mamy związku, ani nie bronimy interesów żadnej partii politycznej" - mówili.