Jeśli do występnego powiem: „Występny musi umrzeć”, a ty nic nie mówisz, by występnego sprowadzić z jego drogi, to on umrze z powodu swej przewiny, ale odpowiedzialnością za jego śmierć obarczę ciebie. (Ez 33,8)
Kiedy słyszę te słowa, zaczynam się zastanawiać, ile to bliskich czy nawet obcych ludzi mam na sumieniu, bo brakowało mi odwagi czy chęci, aby z miłością upomnieć brata. Przypomina mi się też historia z życia mojej rodziny. Wujek dziadka ciężko zachorował i trafił do szpitala. Chociaż ochrzczony, był daleko od Kościoła i Pana Boga; samotny, w podeszłym już wieku, nie mógł liczyć na pomoc. Zaopiekowali się nim moi dziadkowie. Babcia podjęła jeszcze inny wymiar troski, stała się apostołką, której zależało, aby chory pojednał się z Bogiem i przyjął sakramenty. Na początku nie chciał słyszeć o spowiedzi czy Eucharystii. Ona się jednak nie poddawała, ofiarowała Komunie Święte i godziny modlitw, aby chory zdążył się nawrócić przed śmiercią. Przy każdych odwiedzinach z troską mówiła, że Pan Bóg jest miłosiernym Ojcem, że oprócz tego życia na ziemi jest jeszcze życie wieczne, że każdego czeka sąd Boży. Po tygodniach cierpień krewny zmarł, ale dzień przed śmiercią wyspowiadał się, przyjął Komunię i sakrament chorych. Sam nagle o nie poprosił. Czy ja byłbym zdolny do tak wytrwałej ewangelizacji i walki o bliźniego? Nie wiem. Pewny jestem jednego, że każdemu naszemu podjętemu trudowi Bóg błogosławi, a owoce tych starań mogą uratować nawet przed śmiercią wieczną. Pismo mówi, że każdy z nas jest odpowiedzialny za zbawienie swego brata. Czy jestem tego świadomy? •
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Mateusz Ziaja