Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Mufti u Hitlera – zakazany widok

Zdjęcie było prawdziwe, bez retuszu. Spotkanie, które na nim uchwycono, nie było incydentem bez znaczenia. Wyrok za publikację - pół roku pozbawienia wolności.

Duża część europejskich elit stara się nie widzieć związku między samobójczymi zamachami a wiarą w to, że w nagrodę za przeprowadzenie samobójczego zamachu idzie się do raju. Niezauważanie tego związku jest trudne, ale możliwe. Problem jest większy wtedy, kiedy trzeba zaprzeczyć czemuś, co widać gołym okiem. Żyjemy w kulturze obrazkowej, więc obraz zawsze będzie oddziaływał mocniej niż słowa. Można go reinterpretować albo tłumaczyć, że jest na nim coś innego, niż na pierwszy rzut oka widać, ale na ogół to obraz wygrywa. Co zrobić, kiedy obraz pokazuje coś, co uderza w naszą narrację?

Przed takim dylematem stanęli sędziowie rozpatrujący sprawę Michaela Stürzenbergera. Niemiecki bloger, przedstawiający siebie jako krytyka islamu, opublikował w internecie zdjęcie z 1941 r., przedstawiające spotkanie wielkiego muftiego Jerozolimy al-Hadżdża Muhammada Amina al-Husajniego z nazistowskimi oficjelami. Zdjęcie było prawdziwe, bez retuszu. W dodatku spotkanie, które na nim uchwycono, nie było incydentem bez znaczenia. Al-Husajni rzeczywiście współpracował z Niemcami. Pomógł im m.in. tworzyć ochotnicze oddziały SS złożone z bośniackich muzułmanów.

Niemiecki sąd skazał Stürzenbergera na pół roku pozbawienia wolności w zawieszeniu i prace społeczne. Jak donosi portal gatesofvienna.net, prokurator oskarżył blogera o sianie nienawiści do islamu. Przekonywał, że postronny obserwator mógł nie zdawać sobie sprawy, że czarno-białe zdjęcie jest fotografią historyczną. Sędziowie poszli nieco inną drogą. Uznali, że publikując zdjęcie, bloger „propagował niekonstytucyjne organizacje”. Logiki w tym niewiele, można więc śmiało założyć, że sędziowie nie chcieli przyznać, za co tak naprawdę skazują Stürzenbergera.

Można by dyskutować, na ile działania al-Husajniego wynikały z jego religii i na ile popierali je współwyznawcy muftiego. Ale dyskusji nie będzie, bo skoro nie wolno przypominać faktów, to i dyskutować nie ma o czym. Orwell pisał w „Roku 1984” o metodzie cenzury, którą nazwał ewaporowaniem. Polegała ona na usuwaniu wzmianek o niektórych ludziach z dawnych gazet i przerabianiu starych zdjęć. Nie można było nawet powiedzieć: „był człowiek – nie ma człowieka”, bo człowieka nigdy nie było i już. Wyrok niemieckiego sądu to chyba pierwszy przykład zastosowania tej metody w kraju demokratycznym. 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jakub Jałowiczor

Dziennikarz działu „Polska”

Absolwent nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim. Zaczynał w radiu „Kampus”. Współpracował m.in. z dziennikiem „Polska”, „Tygodnikiem Solidarność”, „Gazetą Polską”, „Gazetą Polską Codziennie”, „Niedzielą”, portalem Fronda.pl. Publikował też w „Rzeczpospolitej” i „Magazynie Fantastycznym” oraz przeprowadzał wywiady dla portalu wideo „Gazety Polskiej”. Autor książki „Rzecznicy”. Jego obszar specjalizacji to sprawy społeczno-polityczne, bezpieczeństwo, nie stroni od tematyki zagranicznej.
Kontakt:
jakub.jalowiczor@gosc.pl
Więcej artykułów Jakuba Jałowiczora