Być może spór o reformę sądownictwa obraca się wokół nie tego problemu, co trzeba?
Jaki był największy zarzut kierowany w stronę Sądu Najwyższego i Trybunału Konstytucyjnego? Było to zarzut o wyrok w sprawie przeniesienia 150 miliardów złotych z OFE do ZUS. Sędziowie uznali pieniądze odkładane na przyszłość przez Polaków za środki publiczne. Rząd miał je prawo z kont Polaków po prostu zabrać. Nie bez znaczenia w podjęciu decyzji była „dbałość o zachowanie równowagi budżetowej”.
Ale zaraz. Czy „zachowanie równowagi budżetowej” nie leży w gestii władzy wykonawczej? Czy sąd nie powinien stać na straży prawa? W tym wypadku prawa własności. Czy nie ma w Polsce trójpodziału władzy? Tym bardziej że chodziło nie o „równowagę budżetową”, ale o fatalny stan finansów publicznych, ratowany oszczędnościami Polaków.
W dyskusji o reformie sądów nie mogły nie pojawić się historie zwykłych ludzi skrzywdzonych przez wyroki sędziów. Zaskakująco dużo jest historii, gdzie naprzeciwko zwykłego człowieka staje machina państwa. I kontrowersje pojawiają się właśnie wtedy, gdy nad poczuciem sprawiedliwości zaczyna dominować „interes finansowy” państwa. I sądy zasądzają np. śmiesznie małe odszkodowania za zniszczenie firmy.
Może więc problem z sądami leży właśnie w dominacji pewnej filozofii. Filozofii popularnej w latach 90., zakładającej przykładanie olbrzymiej wagi do stanu finansów państwa. Zgodnie z tą filozofią Grecja musiała przełknąć gorzką pigułkę „stabilizacji finansów publicznych”. Stabilizacji opartej w dużym stopniu na ściąganiu pieniędzy z obywateli.
Jednak ta filozofia, realizowana w praktyce, wydaje się nieuczciwa. Skoro tak ważny jest w niej stan finansów publicznych, to dlaczego rządy odwołujące się do tej filozofii tak bardzo zadłużyły swoje państwa? I dlaczego ratowały miliardami upadające banki, kiedy ze zwyczajnych obywateli potrafili ściągać nawet centy zaległych podatków? Czy cyferki muszą zgadzać się w budżetach, czy może na kontach banków?
Reforma sądownictwa PiS wywołała opór społeczny, bo rząd nie zrozumiał, dlaczego Polacy nie ufają sądom. A nie ufają im, bo mają poczucie, że sądy nie stoją po stronie obywateli, ale państwa. A reforma wydawała się dawać dużą władzę ministrowi sprawiedliwości, który jest jednocześnie prokuratorem generalnym, co przestraszyło ludzi. I zrozumiał to prezydent.
Teraz czas na takie poprawienie reformy, żeby Polacy mieli poczucie, że sądy rzeczywiście dbają o wolność, własność i sprawiedliwość, a nie o finanse państwa. O finanse państwa ma dbać władza wykonawcza, czyli rząd. I na tym właśnie polega trójpodział władzy.