Oby słowa „my chcemy Boga” stały się rzeczywistą doktryną Trumpa.
Miało być nawiązanie do historii, niespodzianka i – być może – prezentacja czegoś, co zostanie nazwane doktryną Trumpa. Przepowiedzianą niespodzianką było zapewne to, że przemówienie zaczęła Melania Trump, a dopiero po niej na mównicę wszedł jej mąż. Historii poświęcony był duży fragment przemówienia prezydenta USA, zresztą samo miejsce spotkania przypominało o Powstaniu Warszawskim. Czy wystąpienie Donalda Trumpa na pl. Krasińskich w Warszawie było zaplanowane jako prezentacja doktryny, trudno powiedzieć. Jeśli jednak to, co powiedział, faktycznie stanie się zasadą działania amerykańskiej administracji, to są powody do radości.
My chcemy Boga – Donald Trump przywołał te słowa z polskiej religijnej pieśni, wywołując aplauz zebranych na pl. Krasińskich. Mówił nie tylko o wolności (jak każdy amerykański prezydent), ale i o wspólnej obronie rodziny i własnej tożsamości. Ideowy sojusz, jaki Polsce zaproponował to sprawa jeszcze ważniejsza niż gaz i bazy wojskowe, bo dotyczy najpoważniejszego współczesnego konfliktu, toczącego się w dodatku wewnątrz państw. To, że zachodnia Europa w przeważającej mierze stoi po niewłaściwej stronie tego konfliktu jest głównym powodem, dla którego przegrywa inne starcia, zwłaszcza to z islamskim terrorem. To, że Donald Trump stanie w obronie tradycyjnych wartości nie było wcale oczywiste, jeśli wspomnieć na jego biografię celebryty, działalność polityczną (należał przez lata do Demokratów) czy np. pogardliwe wypowiedzi o papieżu Franciszku („pionek meksykańskiego rządu”). Miejmy nadzieję, że prezydent USA będzie konsekwentny.
Trump porwał słuchaczy. Oczywiście na pl. Krasińskich pojawili się głównie jego polscy sympatycy (protestujący z partii Razem, którzy hałasowali nawet podczas składania wieńców pod pomnikiem Powstańców Warszawskich zostali zagłuszeni okrzykami „cześć i chwała bohaterom”, a potem zignorowani), ale przemówienie prezydenta USA naprawdę trafiało do Polaków. Czuło się to, stojąc w zebranym w Warszawie tłumie. Euforia szybko mija – i powinna minąć. Jeśli jednak Stany Zjednoczone pod wodzą Trumpa będą konsekwentnie walczyć o wartości, o których mówił prezydent, to jest się z czego cieszyć. Oby słowa „my chcemy Boga” stały się rzeczywistą doktryną Trumpa.