O spuściźnie lednickiej, kluczach o. Jana i potrzebie tańca mówi o. Wojciech Prus OP.
Barbara Gruszka-Zych: Czy jest jakaś szansa dla dzisiejszej młodzieży?
O. Wojciech Prus: Postawmy to pytanie inaczej: „Czy jest jakaś szansa dla dorosłych?”. Młodzież kochała o. Jana Górę, bo on się nią interesował.
A rodzice często nie interesują się dziećmi…
Moim zdaniem to największy dramat naszych czasów. Młodzież, ucząc się od rodziców, upodabnia się do nich. Nic dziwnego, że jeśli zaharowanym matce i ojcu brak czasu i zainteresowania własnymi dziećmi, to one będą szukały wzorów gdzie indziej.
Wydaje się, że na spotkaniach lednickich znajdują takie zainteresowanie.
Od dwóch tygodni mamy na Lednicy dwie siostry ze Zgromadzenia Jezusa Miłosiernego. Widzę, jak to działa, bo kobiety mają większą zdolność słuchania, empatii, czułości i młodzież do nich lgnie. W każdym ruchu gromadzącym młodych musimy pracować nad bazą, którą porównałbym do ucha i serca. Powinni ją tworzyć zarówno mistrzowie ciszy, kontemplacji, jak i aktywnie towarzyszący młodzieży, otwarci na jej słuchanie z miłością i uwagą.Fakt, że na Lednicę przyjeżdża tylu młodych, to odpowiedź na pytanie: „Czy jest dla nich nadzieja?”. W tym momencie chętnie wygłosiłbym laudację na cześć sióstr zakonnych, księży, katechetów, którzy z tą młodzieżą na co dzień pracują i przyjeżdżają na Lednicę. Organizują autokary, czuwają z młodymi na polu całą noc. To dla nich trzy dni i dwie noce w plecy. A najczęściej idą w poniedziałek do pracy.
Wychował się Ojciec w duszpasterstwie o. Jana Góry. To dobre przygotowanie do duszpasterzowania młodzieży lednickiej.
Kiedy wstępowałem do zakonu, chciałem być drugim o. Janem.
Czym Ojcu imponował?
Potrafił zniwelować przepaść powstającą między ołtarzem a zgromadzeniem wiernych. Kiedy byłem w szkole średniej, przyciągnęły mnie jego „siedemnastki” – Msze św. młodzieżowe u poznańskich dominikanów. Każda zaczynała się z półgodzinnym opóźnieniem, bo o. Jan biegał po kościele z kluczami do pomieszczeń duszpasterstwa przyczepionymi łańcuchem do olbrzymiej kuli. Machał nią i robił próbę śpiewu. Dopuszczał nas do ołtarza, wprowadzał do świata zakonno-kapłańskiego. Sam był twórczy i zapraszał do bycia twórczymi.
Biegał po kościele z kluczami, ale starał się też znaleźć klucze do każdego.
Pokazywał nam drogę, na której możemy realizować swoje powołanie. Przykładem własnego życia zachęcał do pomnażania talentów. Wielu się wydaje, że skoro o. Jan stworzył tyle dzieł, to musiał mieć ich mnóstwo. On miał jednak jeden talent podstawowy – umiał przychodzić do Boga i prosić. Mówił: „Ja mam tylko marzenia”. Bóg pomagał mu je realizować.
Jakie Ojciec ma marzenia?
Właśnie wróciłem z przejażdżki rowerowej, żeby podreperować kondycję przed Lednicą…
Trzeba mieć aż tak dobrą?
Oczywiście. À propos roweru – moim najbliższym, małym marzeniem jest wyprawa rowerowa z młodzieżą z Lednicy na Jamną. Zależy mi na tym, żeby się ruszać, wędrować z młodymi. Podczas ŚDM było widać, jak młodzież lednicka się ruszała – tańczyła i śpiewała. A moim większym marzeniem jest to, żeby Lednicy – talentu, jaki otrzymałem po o. Janie w spadku – nie zmarnować, ale pomnożyć.
Lednica to wielkie widowisko.
Bo o. Jan był malarzem wielkoformatowym. Kiedy ostatnio zacząłem trochę rysować i malować, dotarło do mnie, że ten napis „Jamna”, wykonany jego ręką, świadczy o tym, że miał talent malarski. Ktoś mi powiedział, że kiedy rozmawiał przez telefon, często rysował.
Miał Lednicę rozrysowaną w głowie.
Oczyma wyobraźni widział, co się będzie działo na Polach. Jan Grzegorczyk powtarza, że „teatr swój widział ogromny”.
Krytycy Lednicy mówią, że młodzież się musi wyszaleć i robi to na Polach Lednickich.
Lepiej, jak się wyszaleje na Lednicy niż na dyskotece albo na koncertach, gdzie grane są różne rodzaje metalu. Dla mnie taką szansą na wyszalenie się są tańce lednickie, które sam zacząłem tańczyć.
W zeszłym roku?
Tak, kiedy zostałem duszpasterzem Lednicy, pojechałem na warsztaty wodzirejów. Tańczyli właśnie „Prośbę o Ducha Świętego”. Pamiętam, jak Monika z Bielska instruowała mnie: „Ojcze, nie można się tak zwyczajnie za rękę trzymać, ona musi być wolna na końcu, tak jakbyśmy gołąbka robili dłońmi”. Uświadomiłem sobie, ile trudu wymaga przygotowanie tych tańców i jakie są piękne. Przyszło mi wtedy do głowy takie skojarzenie z modlitwą założyciela naszego zakonu, utrwaloną na pochodzących z XIII w. „Dziewięciu sposobach modlitwy św. Dominika”, przedstawionych w miniaturkach. Bo nasz zakon dominikański jako jedyny ma zachowany opis modlitwy założyciela w obrazach.
Widać tam podobne taneczne gesty?
Gdy się im dobrze przyjrzymy, zauważymy, że przypominają te, które wykonujemy w tańcach lednickich. Mówiłem to głównym wodzirejom, ale o tym nie wiedzieli.
Przez ten taniec działa Duch Święty?
W dominikańskiej tradycji mamy zapisaną modlitwę ciała. Kiedy np. odmawiamy „Chwała Ojcu”, to każdy dominikanin odruchowo robi skłon. Bo jesteśmy nauczeni, by podczas modlitwy chórowej, brewiarzowej wstawać na „Chwała Ojcu” i skłaniać się. Tańce lednickie idealnie wstrzeliły się w nasze przyzwyczajenia.
Czy młodzież z rocznika Ojca różniła się od dzisiejszej?
Gdy patrzę na jej poziom zaangażowania, myślę, że jest taka sama jak za moich czasów. Kiedy zobaczyłem Lednicę od kuchni, z ogromnym zaskoczeniem stwierdziłem, że to nie tylko o. Jan, ale młodzi bardzo mocno zaangażowani w organizację spotkania. Ojciec Jan był duszą przedsięwzięcia, frontmanem, ale w realizacji pomagało mu wielu młodych. Oni są hojni, bezinteresowni, ale też szukają miłości.
Boga czy człowieka?
Myślę, że na tym etapie każdy odruchowo szuka miłości i nie zadaje sobie takiego pytania. Dopiero z czasem zaczyna się nad tym zastanawiać. Jest jednak podstawowa różnica między moim pokoleniem a współczesną młodzieżą – my nie mieliśmy komórek i internetu.
Co one zmieniły w głowach młodych ludzi?
Wczoraj jedna dziewczyna powiedziała mi, że dzięki mnie zaczęła w inny sposób używać komórki. Kiedyś w żartach zwróciłem jej uwagę: „Nie musisz zbawiać całego świata”, bo stale była online i starała się reagować na wiadomości, które do niej przychodziły. Takie uzależnienie od komórek dotyczy zresztą również starszych. Zapominamy o podstawowym, a koniecznym do życia, rysie ascezy, którym jest przebywanie na osobności, z samym sobą.
W ciszy.
W lutym tego roku zorganizowaliśmy pierwsze lednickie ferie, na które przyjechało 60 młodych, głównie gimnazjalistów. Niestety, wielu z nich dopadł wirus i musieli leżeć w łóżkach. Wtedy zobaczyłem, że dla tych dzieci najtrudniejszą rzeczą było zostanie samemu w łóżku, bo nie było tam zasięgu i nie mogły korzystać z netu.
Czy w lednickim świętowaniu jest miejsce na ciszę?
Marzeniem o. Jana było, żeby cisza zapadała podczas adoracji Najświętszego Sakramentu. Ładnie się mówi, że kilkadziesiąt tysięcy młodych milknie, a to do końca niemożliwe. Kiedy w zeszłym roku prowadziłem spotkanie, słyszałem, jak odzywają się wtedy służby porządkowe i ktoś tam jeszcze, i nie ma idealnej ciszy. Ale mam zawsze w pamięci opowieść naszego neoprezbitera, który w czasie adoracji na Lednicy odkrył swoje powołanie. To był moment, kiedy Pola nie ucichły zupełnie, ale on poczuł, że jest zupełnie sam z Jezusem. Po śmierci o. Jana i Jana Pawła II, którego ojciec mocno kochał, wielu mówiło: „Myśmy tak go kochali, aleśmy go nie słuchali”. Często słyszałem to nawet od dziennikarzy mających kłopoty z wiarą. Zastanawiałem się, co kryje się pod tym stwierdzeniem. I odpowiadałem – marzenie o tym, żebyśmy byli doskonali, nasza tęsknota za doskonałością nieba. Ojciec Jan Góra nie stworzył doskonałej Lednicy, ale dobrze, żebyśmy do tej doskonałości dążyli.
Jaka będzie tegoroczna Lednica?
Fenomenalna! (śmiech)
Jak brzmi przesłanie spotkania?
Wystartowaliśmy od słów o. Jana, który napisał, przywołując Jana Pawła II i dokumenty Soboru Watykańskiego II, że przyszłość należy do tych, którzy potrafią następnym pokoleniom przekazać motywy życia i nadziei.
Hasło słuszne, choć mało medialne.
Dlatego zmieniliśmy je na: „Idź i kochaj!”. Temu wezwaniu najlepiej odpowiada Najświętsza Maryja Panna, która z pośpiechem wybiera się w góry do Elżbiety, realizując wezwanie „Idź i kochaj”. Pracując nad programem Lednicy, odkryliśmy, ile jest w tym roku jubileuszy maryjnych – 300. rocznica koronacji Matki Jasnogórskiej, 100. rocznica objawień w Fatimie, 140. rocznica wydarzeń w Gietrzwałdzie, 25-lecie Jamnej. W wigilię Zesłania Ducha Świętego zaproszona przez nas Maryja poprowadzi nasze modlitwy. Nawiążemy też do Zacheusza, o którym wspomniał w homilii w Brzegach papież Franciszek, mówiąc: „Ty jesteś Zacheuszem”. My dopowiadamy w wyobraźni wiary: kto wyprowadził Zacheusza z domu, żeby zobaczył Jezusa? Maryja! To, że młodzi przyjeżdżają na Lednicę, to też Jej zasługa.
Ważne, żeby to lednickie hasło dotarło do uczestników.
Ale przede wszystkim do organizatorów. (śmiech)
Czyli do Ojca.
Niewątpliwie. Przygotowując Lednicę, uświadomiłem sobie, że „Idź i kochaj” dotyczy mojego życia, ale też życia wszystkich organizatorów. Bo kiedy się pracuje nad takim przedsięwzięciem, napięcia są nieuniknione. Dlatego stale sobie powtarzamy: „Idź i kochaj”.