Ilość bodźców serwowana już nawet małym dzieciom jest niebotyczna.
Rzadko czytam blogi młodych rodziców. Jednak czasem trafi się jakiś opis dnia lub dni, tygodni, wakacji. I jeśli naprawdę w ten sposób wygląda życie większości młodych rodziców, to rośnie nam pokolenie dzieci karmionych od początku ekologicznym jarmużem oraz komosą ryżową, mówiące w języku południowochińskim (z pewnością taki istnieje, a jeśli nie, to dziecko go odkryje), spędzających wakacje na stopa w Indiach, ćwiczące taniec afrykański zulu-gulu, znające fizykę kwantową od kołyski oraz nastawione na osiągnięcie sukcesu zawodowego już w wieku 11 lat. Jeśli nie wcześniej. Oczywiście, wprost nikt w ten sposób nie pisze. Jednak ilość bodźców, które serwuje się dzieciom i które mają te dzieci „rozwinąć”, jest niebotyczna. I zapewne służy wszechstronnemu poznaniu świata, rozwojowi mózgu i zdobyciu Mount Everestu zimą, gdy tylko potomek nauczy się chodzić.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Agata Puścikowska Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warszawskim. Od 2006 redaktor warszawskiej edycji GN, od 2011 dziennikarz działu „Polska” w GN. Autorka kilku książek, m.in. „Wojennych sióstr” oraz „Święci 1944. Będziesz miłował”.