Czy Bóg chce uzdrawiać, a jeśli tak, to dlaczego nie uzdrawia wszystkich, wyjaśnia o. Remigiusz Recław SJ.
W Wielki Piątek (dzień największego cierpienia, jakie widział świat) Kościół modli się „do Boga Ojca Wszechmogącego, aby oczyścił świat z wszelkich błędów, odwrócił od nas choroby (…), raczył dać zdrowie chorym”. W jednym zdaniu dwukrotnie jest mowa o zdrowiu.
Powiem o tym, co jest w moim sercu. Modlę się o uzdrowienie. Proszę Pana Jezusa o uzdrowienie. Widziałem wielokrotnie, że Bóg uzdrawia. Pytanie, które sobie stawiamy, brzmi: „Czy zawsze będzie uzdrowienie?”. Nie zawsze. Widziałem ludzi, którzy mimo modlitw umierali. Ojciec Józef Kozłowski SJ, który założył wspólnotę Mocni w Duchu i zapoczątkował Msze o uzdrowienie w wielu miastach Polski, zmarł na ostre zapalenie trzustki. Po kilku miesiącach śpiączki. Miał jedynie 52 lata. Nikt wtedy tego nie rozumiał, a dziś widać ogromne owoce jego śmierci. Nie chodzi o to, by zafiksować się na uzdrowieniu za wszelką cenę. Nie! Spójrzmy na Ewangelie: Jezus, nasz mistrz, uzdrawiał. Jego celem nie było zniszczenie choroby na świecie, nie odwiedzał szpitali. Ale uzdrawiał tych, którzy do Niego przychodzili. Nieustannie spotykam ludzi, którzy po doświadczeniu uzdrowienia wracają do Kościoła…
…i tych, którzy po modlitwie wracali do domu wciąż chorzy…
Wielu tych, którzy wracają chorzy na ciele, doświadcza uzdrowienia duchowego. Też nie wszyscy, ale to jest duża grupa, której świadectwa słyszymy w konfesjonałach. Oczywiście przy braku uzdrowienia fizycznego pojawiają się trudne pytania. Czy Bóg nie chce naszego uzdrowienia? I drugie: czy źle się modlimy? Nie mam na to gotowej odpowiedzi. Są sytuacje, gdy się źle modlimy. To znaczy modlimy się bez wiary. Ile razy słyszałem opowieści: „Na Mszy poczułem niezwykłe ciepło. Wiedziałem, że coś zaczęło się dziać, ale następnego dnia ból wrócił”. Wówczas ten drugi dzień jest kluczowy! Trzeba wierzyć wbrew nadziei. Trzeba walczyć o wiarę i nie dać sobie wykraść uzdrowienia.
Kościół zna rzeczywistość przyjęcia cierpienia. Marta Robin, Mała Tereska, o. Pio…
Jasne. Tylko że to jest wyższa szkoła jazdy. Podajesz sztandarowy przykład Marty Robin. Jak zobaczysz u kogoś, że żyje tylko Eucharystią, jak ona, to nie módl się o uzdrowienie dla niego. Jak zobaczysz u kogoś stygmaty, jak u o. Pio, to też nie módl się o uzdrowienie dla niego. Bóg te osoby prowadzi w cierpieniu. Te osoby ze swoim cierpieniem nie pójdą też do szpitala. Zwrot z Mszału, który my znamy jako „a będzie uzdrowiona dusza moja”, w innych krajach tłumaczony jest jako „a będę zdrowy”. Przecież to parafraza słów ewangelicznego setnika. We Francji spotkałem się z zarzutem: „Dlaczego tylko dusza? A serce? Czy Komunia nie uzdrawia serca?”. Wymazujemy podświadomie uzdrowienie ciała. Boimy się tych „duszpasterskich nowinek”. A przecież każdy kapłan przed Komunią wypowiada słowa: „Niech przyjęcie Ciała i Krwi Twojej skutecznie leczy moją duszę i ciało”. Każdy ksiądz. Nie tylko „charyzmatyk”.
W Łodzi Msze z modlitwą o uzdrowienie zaczęły się od stanu zdrowej duszpasterskiej zazdrości.
Ojciec Józef Kozłowski, który przyjechał w 1987 r. do Łodzi, zobaczył baaardzo długą kolejkę ludzi, którzy otaczali kościół i szli do salek parafialnych, gdzie przyjmował bioenergoterapeuta Harris. Takie to były czasy. Ojca Kozłowskiego bardzo poruszyło to, że ta kolejka katolików omijała kościół. Powiedział: „Jezu, spraw, by ci ludzie stali w kolejce do kościoła”. I, jak pokazało życie, tak się stało.
Co z uzdrowieniami, które po pewnym czasie zanikają, cofają się? Znam takie przypadki…
Wówczas najczęściej mawiamy: „to były tylko emocje” albo „to szamaństwo i zły duch”. Dlaczego nie przenosimy tej konstrukcji na wymiar uwolnienia? Przychodzi człowiek do spowiedzi: „Mam problem z pornografią. Nie chcę już tego oglądać”. Dostaje rozgrzeszenie. Zostaje uwolniony. Ale po trzech tygodniach wraca z tym samym grzechem. Dlaczego nikt nie mówi: „Ten ksiądz to szaman!”? Dlaczego mówimy: „To twoja sprawa, twoja odpowiedzialność. Trzeba było bardziej od siebie wymagać, współpracować z łaską”. W przypadku uzdrowienia tego nie mówimy. Tak, jakbyśmy byli w innym systemie rozumowania.
Często uzdrowienia dokonują się w atmosferze oddawania chwały Bogu, gdy przestajemy się koncentrować na problemie, a skupiamy się na Nim. Czym jest uwielbienie?
Byciem w obecności Boga. I dlatego może być długie i nikogo nie męczy. Forma nie jest najistotniejsza. Jestem, to wszystko. Taki przykład. Jedna z pięcioletnich dziewczynek z naszej wspólnoty bardzo upodobała sobie „wujka Remiego”. Rodzice puszczają jej moje kazania i konferencje, bo podobno momentalnie uspokaja się i zasypia. (śmiech) W czasie modlitwy przy Bożym Grobie usiadła mi na kolanach, oparła głowę i przytuliła się. Siedziała tak z kwadrans. Zapytałem: „Łucja, śpisz?”. „Nie”. Potem mamie powiedziała: „Tak po prostu byłam z wujkiem”. To jest uwielbienie. Niektórzy zarzucają nam, że to są jedynie uczucia. Odpowiem tak: to są również uczucia. Jeśli nie dam Bogu w czasie modlitwy uczuć, to one będą skręcały w różne dziwne kierunki. Ktoś złapie się na tym, że rozumowo jest przy Bogu, ale uczuciowo z kochanką. Ważne, by i rozum, i uczucia były w Kościele. Mam być dla Boga cały. Tak mówi pierwsze przykazanie: cały, ze wszystkim mam kochać Boga.