Po niemal 75 latach od zatonięcia u wybrzeży Malty niszczyciela eskortowego ORP "Kujawiak" międzynarodowa ekspedycja Stowarzyszenia Wyprawy Wrakowe wydobyła na powierzchnię dzwon okrętowy. Jest to pierwszy w historii dzwon wydobyty z wraku polskiego okrętu zatopionego podczas II wojny światowej.
Niszczyciel eskortowy ORP "Kujawiak" zatonął w nocy z 15 na 16 czerwca 1942 roku u wybrzeży Malty po wpłynięciu na niemiecką minę podczas eskortowania alianckiego konwoju. Zginęło 13 członków załogi.
"Emocje były ogromne, ponieważ zdawaliśmy sobie sprawę, że wydobywamy historyczny dzwon" - powiedział PAP wiceprezes Stowarzyszenia Piotr Wytykowski. PAP jako pierwsza prezentuje podwodne zdjęcia z majowej wyprawy podczas której wydobyto "serce" okrętu.
Była to czwarta ekspedycja Stowarzyszenia Wyprawy Wrakowe, którego członkowie we wrześniu 2014 roku odnaleźli wrak polskiego eskortowca ORP "Kujawiak", znajdujący się na głębokości 100 metrów około 5 mil morskich od portu La Valletta na Malcie.
Rok później dokonali pierwszej eksploracji wraku, a w ub. roku w bardzo niedostępnym miejscu nurkowie odnaleźli "serce" niszczyciela - dzwon okrętowy i zawiesili na wraku biało-czerwoną banderę. W maju tego roku podjęli się ostatniego wyzwania - wydobycia okrętowego dzwonu i zrealizowania materiały filmowego, który posłuży do wykonania wizualizacji wraku w technice 3D.
Dwa zespoły nurków pracowały równolegle. Zespół odpowiedzialny za wizualizację rejestrował poszczególne fragmenty wraku, aby finalnie wykonać model w technice 3D. Pozostali nurkowie byli odpowiedzialni za wydobycie dzwonu, a zadanie - jak przyznają - było niebezpieczne ze względu na głębokość, panujące tam ciśnienie i trudno dostępne miejsca.
"Wydobycie dzwonu z wraku okrętu, który leży na głębokości 100 metrów, jest to niebywale trudne zadanie. Ta głębokość to są trzy 10. piętrowe wieżowce ustawione jeden na drugim, a ciśnienie panujące na dnie to 11 atmosfer. Jest tam bardzo ograniczony czas pobytu ponieważ każda minuta wiąże się z bardzo długą dekompresją" - opowiadał Wytykowski.
Początkowo ustalono, że nurkowie będą przebywać na tej głębokości ok. 20 minut, ale zadanie było na tyle trudne, że ostatecznie musieli nurkować dwukrotnie, przebywając na tej głębokości za każdym razem przez ponad 35 minut, co powodowało konieczność ponad trzy godzinnej dekompresji. "Spędzaliśmy w wodzie za każdym razem po 4 godziny, co już było dużym wyzwaniem" - dodał nurek.
Dzwon znajdował się w trudno dostępnym miejscu i był dobrze przymocowany do wraku okrętu. Początkowo nurkowie próbowali odciąć go piłą pneumatyczną, ale ze względu na panujące w głębinie duże ciśnienie, powietrza do zasilania piły wystarczyło na zaledwie kilka minut; musieli więc używać ręcznej piłki do metalu. Cała akcja odbywała się pod okiem maltańskich archeologów.
Uwolniony z uchwytu dzwon podwieszony został do balonu wypornościowego, który mógł unieś na powierzchnię przedmioty ważące do 65 kg. Okazało się jednak, że dzwon jest cięższy i nurkowie musieli dodać własne boje dekompresyjne, aby zwiększyć pływalność. Pozostali członkowie zespołu podjęli artefakt z wody. Ostatnia faza wydobycia dzwonu - jak przyznaje prezes "Wypraw Wrakowych" Roman Zajder - to było niesamowicie odpowiedzialne zadanie.
"Dzwon przypięty był do liny tzw. opustówki i do końca nie wiedziałem, ile on waży, czy damy radę przenieść go na łódź. Udało się go przetransportować do windy i szczęśliwie wydobyć na powierzchnię. Bardzo bałem się wtedy, żeby nie zrobić nic, co by spowodowało, że dzwon wymsknie się z rąk i utonie. Byłaby to tragedia, bo myślę, że drugi raz nie moglibyśmy go już odnaleźć" - opowiadał Zajder.
"Podwodni detektywi" - jak o sobie mówią - nie ukrywają, że emocje były wielkie, a radość ogromna. Jak obliczyli, dzwon, który nazwali "własnym św. Graalem", wydobyli dokładnie po 74 latach, 11 miesiącach, 1 dniu, 14 godzinach i 13 minutach od zatopienia "Kujawiaka".
"Emocje były ogromne, ponieważ zdawaliśmy sobie sprawę, że wydobywamy dzwon z polskiego okrętu i jest to pierwszy w historii dzwon wydobyty z polskiej jednostki wojennej zatopionej podczas II wojny światowej" - podkreślił Wytykowski.
Dzwon trafił do pracowni konserwacji Agencji Dziedzictwa Narodowego Malty i przez najbliższe trzy miesiące będzie poddawany konserwacji. "Później prawdopodobnie trafi do Muzeum Morskiego w La Valletta. Mamy nadzieję, że w przyszłości dzwon trafi na ekspozycję do polskiego muzeum, natomiast ta decyzja już nie zależy od nas" - zaznaczył.
Wydobyciem dzwonu nurkowie ze Stowarzyszenia Wyprawy Wrakowe zakończyli swój czteroletni projekt związany z "Kujawiakiem". "Teraz przed nami kolejne wyzwania, przygotowujemy się do następnej ekspedycji" - zapowiedział Zajder, choć na razie nie zdradza szczegółów.
W międzynarodowych ekspedycjach do wraku ORP "Kujawiak" uczestniczyło w sumie kilkudziesięciu nurków i badaczy wraków z Polski, a także m.in. z Australii, Finlandii, USA, Anglii, Włoch i Malty. Członkowie Stowarzyszenia ufundowali także marmurową tablicę z nazwiskami 13 poległych polskich marynarzy, która znajduje się w reprezentacyjnym The Upper Barrakka Gardens w La Valletta. Historię niszczyciela i odnalezienia jego wraku opisuje książka "Podwodni tropiciele. Tajemnica wraku niszczyciela eskortowego ORP +Kujawiak+", której autorem jest znany pisarz marynista Mariusz Borowiak.
ORP "Kujawiak" był brytyjskim niszczycielem eskortowym typu Hunt II. 30 maja 1941 r. przekazany został przez Royal Navy Polskiej Marynarce Wojennej. Niszczyciele eskortowe były mniejsze, miały niższą wyporność oraz były słabiej uzbrojone od klasycznych niszczycieli. Przeznaczone były przede wszystkim do wykonywania zadań bojowych podczas służby konwojowej i ochrony eskortowanych statków handlowych, narażonych na ataki wrogich okrętów podwodnych i samolotów. Rzucały bomby głębinowe, odpierały ataki lotnicze, stawiały zasłony dymne i ratowały rozbitków z zatopionych jednostek.
PMW w ramach współpracy z brytyjską Royal Navy otrzymała trzy okręty klasy Hunt II, które otrzymały nazwy ORP: "Krakowiak", "Kujawiak" i "Ślązak".
Okrętem ORP "Kujawiak" dowodził komandor ppor. Ludwik Lichodziejewski. Jego zasadniczym zadaniem była eskorta alianckich konwojów w kanale La Manche i Kanale Bristolskim, głównym zaś przeciwnikiem były niemieckie samoloty. W maju 1942 r. okręt skierowano na Morze Śródziemne, gdzie wziął udział w eskortowaniu jednego z alianckich konwojów (operacja "Harpoon") z zaopatrzeniem na Maltę.
Podczas podejścia do portu La Valletta jeden z brytyjskich niszczycieli HMS "Badsworth" wszedł na minę i odniósł poważne uszkodzenia. Załoga płynącego jako ostatniego w konwoju polskiego niszczyciela, który sam znajdował się na obszarze nieprzetrałowanej zagrody minowej, przystąpiła do akcji ratunkowej. W jej trakcie ORP "Kujawiak" wpłynął lewą burtą na niemiecką minę morską i mimo heroicznej walki załogi w ciągu kilkunastu minut zatonął. Zginęło 13 polskich marynarzy.