Dlaczego Sowieci opuścili dobrowolnie Austrię w 1956 roku? Czy doszło do tego dzięki różańcowi?
Zarówna ta historia, jak i wszystkie inne, które znalazły się w filmie „Teraz i w godzinę śmierci” Mariusza Pilisa i Dariusza Walusiaka, dowodzą, jaką siłę rażenia ma różaniec. Może być bronią, która zapewnia również zwycięstwo w sferze politycznej i społecznej. I to, co najważniejsze, zwycięstwo bezkrwawe.
Wszystko zaczęło się od pewnego zdjęcia, na którym ranny żołnierz trzyma różaniec w uniesionej dłoni. A może raczej to żołnierz trzyma się różańca, który nie pozwala mu upaść. Patrząc na zdjęcie, zastanawiamy się, kim jest ten człowiek. Okazuje się, że jest to Blas Trevino, starszy szeregowy marines. Walczył w Afganistanie w prowincji Helmand, gdzie 11 czerwca 2011 roku jego oddział wpadł w zasadzkę. Ta opowieść nie kończy się jednak w sposób, który można byłoby przewidzieć, chociaż stała się w filmie historią nadrzędną.
Ekipa realizatorów odwiedziła z kamerą wiele innych miejsc na świecie, znajdując mnóstwo dowodów na siłę modlitwy różańcowej. Byli na Ukrainie, w USA, Kalwarii Pacławskiej, nagrali świadectwo kobiety, którą różaniec ocalił w Ruandzie. W Nigerii przejmujące świadectwo składają kobiety więzione przez Boko Haram, którą to organizację biskup Oliver Dashe Doeme nazywa „demonem zła”. Bezmiar okrucieństw, jakich doznały z rąk islamistów, jest niewyobrażalny, trudno spokojnie wysłuchiwać tych opowieści. Nie mają jednak wątpliwości, że z tego koszmaru uszły z życiem dzięki różańcowi.
Czy wydarzenia zebrane w filmie Pilisa i Walusiaka, który właśnie trafił do kin, dadzą się wytłumaczyć racjonalnie?
Edward Kabiesz Dziennikarz działu „Kultura”, w latach 1991–2004 prezes Śląskiego Towarzystwa Filmowego, współorganizator wielu przeglądów i imprez filmowych, współautor bestsellerowej Światowej Encyklopedii Filmu Religijnego wydanej przez wydawnictwo Biały Kruk.