Słaba, sentymentalna i powierzchowna religijność zestresowanego i zagonionego człowieka szuka w Kościele tego samego, co w świecie technologii i informatyki – szybkiego efektu. Stąd zapotrzebowanie na cuda. Szukamy wymiernego Boga w postaci uzdrowień, spektakularnych nawróceń, nabrzmiałych duchową energią mityngów i konferencji. Świat mediów z włączonymi kamerami wypatruje nowych charyzmatyków i uzdrowicieli. Tymczasem, gdy ludzie przybywali do o. Pio, zasypując go prośbami o wstawiennictwo u Boga, by zostać uleczonymi z choroby czy kłopotu rodzinnego, zakonnik zirytowany grzmiał: Przyszliście błagać mnie o pomoc w waszym potępieniu? Chrystus Pan nie szafował cudami. Nie przyszedł wcale na ten świat, by otworzyć klinikę leczenia cielesnych i psychicznych niedomagań ludzkich, lecz głosił coś odwrotnego: „Kto chce iść za Mną, niech zaprze się samego siebie, niech weźmie swój krzyż i niech Mnie naśladuje”. To nie znaczy, że Chrystusowi nie zależało na cudach. Kościół zna dwojakiego rodzaju cuda: fizyczne i moralne. Jezus czasami posługiwał się uzdrowieniami i wypędzał złe duchy w spektakularny sposób, ale tylko po to, by ułatwić ludziom słuchanie Bożego słowa. Cud moralny to przyjęte zbawienie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Robert Skrzypczak