Dotąd pomysły karania Polski tłumaczono zagrożeniem wobec Trybunału Konstytucyjnego, albo Puszczy Białowieskiej. Macron jest pierwszym, który otwarcie przyznał, że chodzi o ekonomię.
Kandydat na prezydenta Francji Emmanuel Macron odwiedził fabrykę sprzętu AGD w Amiens, która ma być przeniesiona do Polski. Podczas spotkania z pracownikami, Macron opowiedział się za nałożeniem na nasz kraj sankcji. To rzadko spotykana szczerość. Dotąd pomysły karania Polski tłumaczono zagrożeniem wobec Trybunału Konstytucyjnego, albo Puszczy Białowieskiej. Macron jest pierwszym, który otwarcie przyznał, że w konflikcie między Warszawą a starą Unią chodzi tak naprawdę o interesy ekonomiczne.
Młody kandydat na najwyższy we Francji urząd jest w Polsce porównywany do Ryszarda Petru. Wypowiedź z Amiens pokazuje, że to porównanie jest trafne nie tylko dlatego, że obaj politycy pochodzą ze świata finansjery. Przypomina się słynna konferencja szefa Nowoczesnej, który powiedział publicznie, że ustalał z reporterem TVN, jakie pytanie ten ma zadać. Petru zrobił wtedy dokładnie to samo, co teraz Macron – w głupi sposób odsłonił kuchnię polityki i to akurat tę jej część, która nie pachnie świeżością. Emmanuelowi Macronowi nie zaszkodzi to pewnie w wyborach, ale w konflikcie z Polską już tak. Swoją wypowiedzią francuski polityk podsunął polskiemu rządowi niezły – w dodatku prawdziwy – argument.
Macron w mediach jest już prezydentem Francji. Rzeczywiście, wiele wskazuje na jego zwycięstwo, ale referendum w Wielkiej Brytanii i wybory prezydenckie w USA pokazały, że z ogłaszaniem wyników przed samym głosowaniem lepiej uważać. Tak czy inaczej, z polskiego punktu widzenia przyszłość nie wygląda zbyt optymistycznie. Prezydentem jednego z największych krajów Unii Europejskiej zostanie albo sponsorowana przez Władimira Putina Marine Le Pen, albo umiarkowanie kompetentny reprezentant naszych ekonomicznych rywali. Z dwojga złego może lepszy ten drugi. W jego przypadku większa jest szansa, że nie zaszkodzi Polsce. Nie będzie umiał.