Aby przeprowadzić wielką zmianę trzeba działać przynajmniej trochę ad maiorem Dei gloriam, trochę zaryzykować i trochę poświęcić. Czy ktoś w Europie jest na to gotowy?
„Istota europejskiej słabości tkwi w utracie duchowego wymiaru życia w Europie, nie tylko w sferze prywatnej i indywidualnej, ale także – a może przede wszystkim – w sferze publicznej” – pisze prof. Krzysztof Szczerski w książce „Utopia Europejska”. Trudno odmówić mu racji. Problemy dzisiejszej Unii Europejskiej mają wiele przyczyn – od niebotycznego rozrostu instytucji po kompletną niezdolność do odpowiedzi na militarne zagrożenia – ale sedno kłopotów leży głębiej.
Podczas niedawnych rocznicowych obchodów w Rzymie prawie, albo i w ogóle nie wspominano o twórcach zjednoczonej Europy. Postacie Roberta Schumana czy Alcide de Gasperiego nie pasują do współczesnej UE. Nie tylko dlatego, że ten pierwszy wyraźnie mówił, że nie chce europejskiego superpaństwa. Także dlatego, że obaj byli wierzący, a ich wizja Europy była na wskroś chrześcijańska. Tymczasem integracja, jaką dziś obserwujemy to modelowy przykład zjawiska, o którym pisał Jan Paweł II – budowania świata tak, jakby Boga nie było. Wynaturzenie brukselskich instytucji pokazuje, do czego takie działanie prowadzi w spokojnych czasach. Dżihadyści w bolesny sposób przypominają, czym się to kończy, kiedy czasy przestają być spokojne. Państwa Europejskie mogą wysyłać na ulice coraz więcej żołnierzy i podsłuchiwać coraz więcej rozmów telefonicznych, ale kiedy imamowie obiecują młodym zamachowcom raj, eurokraci mogą tylko rozłożyć ręce. Ich ideologia nie ma na to odpowiedzi.
Książka Krzysztofa Szczerskiego ma przedstawiać polską odpowiedź na kryzys Europy. Recepta wydaje się prosta i przynajmniej w części nie budzi większych kontrowersji: potrzeba równości i solidarności, rzeczywistej demokracji, umiarkowania w regulacjach. Tylko na ile realne jest wprowadzenie takich zasad w życie? W moc sprawczą Warszawy można po ostatnich wydarzeniach wątpić. W to, że za reformę Unii weźmie się ktoś inny – niestety też. Kryzysy skutkujące brexitem i popularnością antyunijnych polityków sprawiły, że europejscy politycy chyba już zdali sobie sprawę, że zmiany muszą nastąpić. Tyle tylko, że na razie widzimy raczej mało wyrafinowane ratowanie siebie kosztem reszty. Aby przeprowadzić wielką zmianę trzeba działać przynajmniej trochę ad maiorem Dei gloriam, trochę zaryzykować i trochę poświęcić. Czy ktoś w Europie jest na to gotowy?