Samolot armii syryjskiej, który we wtorek zaatakował miasto Chan Szajchun w prowincji Idlib, zrzucił trzy zwykłe bomby i jedną, po której niezbyt głośnym wybuchu powstała chmura białego dymu - mówi Syryjczyk, który obserwował atak z pobliskiego wzgórza.
Relację świadka przekazał dziś (w środę) Reuters. Husam Salum jest ochotnikiem w służbie ostrzegania przed nalotami na obszarach kontrolowanych przez syryjskich rebeliantów. Powiedział, że we wtorek o świcie samolot myśliwsko-bombowy Su-22 nadleciał nad Chan Szajchun na małej wysokości. Kiedy zrzucił bomby, powstały trzy kolumny ciemnego dymu i biała chmura rozciągająca się nisko nad ziemią. "Dym był biały i gęsty - powiedział Reutersowi. - Zaczął się rozszerzać, aż jego warstwa pokryła miasto".
Reuters pisze, że krater zidentyfikowany przez ratowników jako miejsce, w którym wybuchła bomba z gazem, ma około 1 metra średnicy. Według Syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka w ataku chemicznym na Chan Szajchun zginęły 72 osoby, w tym 20 dzieci; 160 osób odniosło obrażenia.
Rząd syryjski zaprzeczył, jakoby jego siły przeprowadziły ten atak. Zachód oskarża jednak Damaszek, natomiast sprzymierzeni z syryjskim rządem Rosjanie twierdzą, iż ofiary śmiertelne były rezultatem zaatakowania przez syryjskie lotnictwo składu broni rebeliantów, w którym produkowana była broń chemiczna. Rebelianci zaprzeczają. Reuters odnotowuje, że Stany Zjednoczone przypuszczają, iż do ataku na Chan Szajchun użyty został sarin i że był to w Syrii najtragiczniejszy w skutkach atak chemiczny od czasu, gdy ten sam gaz zabił setki ludzi na kontrolowanych przez rebeliantów obszarach koło Damaszku w 2013 roku.
Salum, który obserwował nalot z odległości półtora kilometra, powiedział, że samolot nadleciał na miasto tylko raz, zrzucając cztery bomby. O tym, że użyto gazu trującego, dowiedział się od funkcjonariusza obrony cywilnej, który szybko udał się na miejsce. "Powiedział nam (przez radio), że czuje dziwny zapach. Niespełna minutę później mówił, że ma zawroty głowy i traci przytomność. Straciliśmy z nim kontakt" - przytacza Reuters jego wypowiedź.
Inny funkcjonariusz obrony cywilnej, Chaled al-Nasr, który również udał się do Chan Szajchun, powiedział m.in, że niektórym z leżących tam na ziemi ludziom z ust wydobywała się piana. Jego zaczęły piec oczy, miał trudności z oddychaniem. Ratownicy rozbierali poszkodowanych i polewali ich wodą, po czym przewozili ich do pobliskich szpitali. Część ofiar wysłano na leczenie do sąsiedniej Turcji.
***
Wspólnota międzynarodowa musi ustalić, co tak naprawdę wydarzyło się wczoraj w Syrii i kto ponosi odpowiedzialność za użycie broni chemicznej – uważa nuncjusz apostolski w Damaszku. Kard. Mario Zenari podkreśla, że pośród licznych niewiadomych pewne jest natomiast to, iż znowu ucierpiała niewinna ludność cywilna, w tym wiele dzieci.
„Widzieliśmy już zbyt wiele ofiar cywilnych. A przecież jednym z podstawowych zasad prawa międzynarodowego jest ochrona ludności cywilnej podczas działań wojennych. Ludność Syrii jest już znużona i często trudno jej wierzyć wspólnocie międzynarodowej. Ma już dosyć pustych słów, rezolucji, których nie wprowadza się w życie. Ludzie są zawiedzeni i sceptyczni. Trzeba przejść od słów do czynów i zapewnić, że ludność cywilną, a zwłaszcza najbardziej bezbronnych, czyli dzieci, będzie się chronić”.
Do tego wydarzenia nawiązał też po środowej katechezie papież Franciszek.
„Z przerażeniem śledzimy ostatnie wydarzenia w Syrii. Wyrażam stanowcze potępienie wobec niedopuszczalnej masakry, jaka wczoraj miała miejsce w prowincji Idlib, gdzie zostało zabitych dziesiątki osób, w tym wiele dzieci. Modlę się za ofiary i ich bliskich, apelując do sumień wszystkich tych, którzy ponoszą polityczną odpowiedzialność, zarówno na szczeblu lokalnym, jak i międzynarodowym, aby ustała ta tragedia i dano ulgę temu drogiemu mi narodowi, tak bardzo umęczonemu tą wojną. Wspieram także wysiłki tych, którzy mimo niebezpieczeństwa i trudności starają się przekazywać pomoc mieszkańcom tamtego regionu” – apelował.
PAP /Radio Watykańskie /jk